Outriders to najnowsza gra od People Can Fly. Długo nie było o nich słychać, aż tu w końcu zapowiedzieli, że po wyrwaniu się spod Epic Games, zaczną pracę nad własną grą. Outriders to dziwnie znajoma gra, niczym połączenie Destiny i Gears of War. Co tu dużo pisać, gra jest dobra.
Pamiętacie tę grę? Zróbmy to samo!
Włączając Outriders, nie wiedziałem, czego się spodziewać. Jasne, że słyszałem, że gra się ukaże, ale nie oglądałem żadnego trailera, nie widziałem rozgrywki i nie czytałem o niej. People Can Fly i Square Enix też nie zarzucili mnie wiadomościami prasowymi. Nie zdziwiło mnie, że gra to trzecioosobowa strzelanka. Zdziwiło mnie, że jest niesamowicie ładna i łudząco przypomina Gears of War. Nie pod względem ogólnej rozgrywki, bo brakuje tutaj aktywnego przeładowania i napakowanych facetów, ale ruchów i dynamiki. Elementy strzelania zza osłony wydają się wręcz wyrwane z Gears of War, a jest to możliwe, bo przecież studio pracowało nad Gears of War: Judgement. Nie jest to rzecz zła. Gears of War ma mistrzowski system osłon, więc czerpania z tej serii to jak najbardziej dobre rozwiązania. Cała gra to natomiast looter-shooter. Grając w Outriders, miałem wrażenie, że ktoś w studio powiedział „pamiętacie Gears of War i Destiny? Zróbmy to!”.
Nowa planeta, nowe życie
Fabuła Outriders jest dość interesująca na wstępie, ale z mojego punktu widzenia dość szybko traci na wartości. Ziemia jest zanieczyszczona i jedyną szansą na przetrwanie ludzkości jest znalezienie nowej planety. Oczywiście się to udaje i dwa statki pełne ludzi wyruszają na podbój planety Enoch. Jeden nie dociera do celu, ale drugi już tak. Podróż trwa 80 lat, ale po 15 załoga traci kontakt z Ziemią. Częścią załogi pogrążonej w kriogenicznej śpiączce są Outriderzy, swojego rodzaju najemnicy. Są jednostką ekspedycyjną, która ma pomóc w eksploracji nowej planety. Rzecz jasna wszystko idzie nie tak i wielka anomalia pogodowa niszczy całą elektronikę, powoduje rozłam wśród załogi i uwalnia tajemnicze moce niektórych nowo przybyłych. Długo nie zobaczymy pięknej, zielonej planty, którą podziwiamy we wprowadzeniu fabularnym. Miałem wielką nadzieję na coś w stylu Awatara, jednak dostaniemy coś przypominającego Mad Maxa, gdzie przyjdzie nam walczyć zardzewiałymi karabinami na pustkowiu. Przynajmniej początkowo.
Do boju, czas na zemstę!
Gdy już będziemy mogli postrzelać, w nowej rzeczywistości, szybko okazuje się, że minęło kilka dekad od ostatnich wydarzeń. Starzy znajomi albo nie żyją, albo posiwieli. Dostajemy kilka zardzewiałych broni i ruszamy w bój. Dość szybko zostajemy nauczeni, że chowanie się za przeszkodami to podstawa, szczególnie w walce przeciwko przeważającym siłom przeciwnika. To ostatnie jest standardem w grze, więc jeśli nie lubisz gier pokroju Gears of War, i ta może tobie się nie podobać. To nie jednak osłony są najważniejsze, a bronie. Tych jest kilka typów, dla każdego coś fajnego. Możemy nosić ze sobą dwie bronie główne i broń dodatkową. O ile ta ostatnia nie oferuje wielkiej różnorodności, bo są to pistolety i rewolwery, to broń podstawowa to szerokie spektrum śmiercionośnych zabawek. Znajdziemy tutaj pistolety maszynowe, karabiny szturmowe, maszynowe, snajperskie, wyborowe, strzelby i tym podobne. Walczysz w zwarciu? Żaden problem, PM i strzelba są dla ciebie. A może snajperka i KM?
Co-op to podstawa
Już na pierwszy rzut oka, czyli w ciągu jakichś 2-3 godzin gry, widać, że Outriders zostało stworzone do gry w kooperacji. Gdy włączymy funkcję automatycznego włączania kolejnego poziomu świata, dość łatwo jest zginąć. Przeciwnicy na poziomie +2 są na tyle silni, że czasami po prostu musi się nam udać, wszystko się ułożyć, żeby móc wyjść żywo z opresji. Szczególnie dotyczy to walk z bossami, ale starcie z kilkoma standardowymi żołdakami też może być niebezpieczne. Co-op to już zupełnie inna kwestia. Nie dość, że każdy z członków drużyny może mieć własną klasę i używać jej umiejętności, to zyskujemy możliwość flankowania, odwracania uwagi przeciwnika, albo nawet dominowania czystą ilością ołowiu słanego w kierunku przeciwnika. Dodatkowo co-op jest dobrze rozwiązany, bo pozwala na dołączenie do znajomego, który jest fabularnie znacznie wcześniej albo znacznie później niż my. Możemy pozabijać razem, a potem wrócić do rozgrywki. Co-op to tryb, w który każdy powinien zagrać.
Jest miło, jeśli można tak to ująć
Grając w Outriders miałem niemalże tylko pozytywne odczucia. Jedyne co mi nie pasowało, to niespójność w nazywaniu różnych postaci. Raz nasz bohater jest odmieńcem, raz alteredem. A poza tym? Nie znalazłem żadnych błędów, nie miałem żadnych problemów z grą. Co prawda międzyplatformowy cross-play powodował niestabilność gry, ale został tymczasowo wyłączony, więc… Jeśli chcesz grać, to tylko ze znajomymi z twojej platformy. W Outriders gra się po prostu miło. Może jest to słabe określenie dla gry, w której podstawowym zadaniem gracza jest mordowanie tysięcy przeciwników, ale wojna to wojna. Bronie są dobrze zbalansowane, każda ma swoje unikatowe miejsce. Zadania główne prowadzą nas za rękę przez całą fabułę, nie pozwalając nam się zgubić, a zadań pobocznych nie musimy zupełnie ruszać. Albo możemy robić każde kilka razy. Może dla nagrody, może ze znajomymi, ale każde zadanie można powtórzyć, a grę odpalić w dowolnym miejscu fabuły. Unikat, który jest naprawdę warty polecenia!
Z pozdrowieniami od Microsoftu
Warto zauważyć, że Outriders jest grą darmową. W pewnym bardzo wąskim sensie. Outriders wystartowało, miało premierę, w ramach usługi Xbox Game Pass. Jeśli masz Xboksa i jeszcze nie masz Game Passa, to co jeszcze tutaj robisz? Szybko, wykupuj subskrypcję i ciesz się wieloma dziesiątkami fajnych gier. Jeśli masz, to co tutaj robisz? Szybko odpalaj apkę Game Passa albo konsolę i pobieraj grę, bo warto. Warto, bo jest już opłacona. Mówisz, że przecież nie masz Xboksa? Outriders wyniesie ciebie około 250 złotych. Może i dużo, ale warto!