Battlefield 2042 pojawił się z trzema trybami rozgrywki. Pierwszym był typowy online. Miał swoje problemy, ale ostatecznie gra jest całkiem fajna. Portal był drugi i jego fani pokochali. Trzeci był Hazard Zone i… Nikt o nim nie mówi, a każda opinia jest stara. Hazard Zone nie wygląda jednak tak, jak w dniu premiery i to dobrze, bo jest naprawdę przyjemny.
Kiedyś nie było lepiej
Hazard Zone nie zostało przyjęte ciepło i moim zdaniem nie bez powodu. Był to tryb nagradzający graczy, którzy dobrze zaczęli i wraz z kolejnymi grami towarzyszył im efekt kuli śnieżnej. Za wygrane i ekstrakcje dysków dostawało się walutę, za którą można było kupić bronie i wyposażenie. Masz więc po jednej stronie świeżaczka bez sprzętu, a po drugiej weterana z dosłownie wszystkim, co można nieść. Żeby było śmieszniej, żeby znaleźć dyski było trzeba wziąć ze sobą specjalny gadżet, który ujawniał ich lokalizację. Była też opcja biegania na ślepo, bo czemu nie? Oczywiście ewakuacja też nie była łatwa, bo były tylko dwa transporty, o które było trzeba walczyć. Największym problemem było jednak to, że nikt w tę grę nie grał. Tryb jest chyba dla 24 (32)* graczy, a wymagane było 16, aby rozpocząć. Z tego wszystkiego, co opisałem, zostały już tylko dyski i transporty. Cała reszta uległa zmianie na lepsze.
Czterech złomiarzy

Teraz Hazard Zone nadal skupia się na walkach czteroosobowych drużyn. Nadal jest to tryb dla 24 (32) graczy, który polega na zebraniu dysków z danymi i ucieczce. Tym razem jednak możemy wybrać dowolnego bezpatę, dowolny sprzęt i ekwipunek. Zostały usunięte nagrody za serię, dobór sprzętu już nie odbywa się za walutę. Hazard Zone stało się bardzo ciekawym mini Battle Royale albo bardzo specyficznym Team Deathmatchem. Uważam, że to niesamowicie dobra zmiana. Ujawnienie lokalizacji wszystkich dysków sprawia, że wiadomo, gdzie będzie walka. Możliwość przyzwania pojazdu i Szarika dodatkowo sprawia, że walka o kluczowe miejsca jest ciężka. Dodatkowo SI nie pozwala odetchnąć. Po mapie kręcą się patrole trudnego SI, czasami wspierane przez czołgi. Natomiast walka o transporty… Trzyma w napięciu. Niejednokrotnie walka o transport odbywa się już w samym VTOL-u. I to nie jest. Jest intensywniej niż w jakiejkolwiek innej grze.
Minimum ośmiu

Ograniczono też minimalną ilość graczy do dwóch pełnych zespołów, więc wystarczy tylko 8 graczy. Ktoś powie, że to za mało, ale jedna z najintensywniejszych walk, w których uczestniczyłem, uwzględniała właśnie tylko dwie drużyny. Zawzięcie, masa odrodzeń, zaskakująco duża wygranych o włos walk. Niby zespół ma tylko jedną drugą szansę, ale może zdobyć dodatkowo kilka odrodzeń zespołowych. Te wyślą zrzut z odrodzonymi towarzyszami, ale członek zespołu, który odpalił nadajnik, będzie podświetlony innym zespołom. Możesz więc uratować drużynę, ale będziesz na celowniku. Pościg się nie kończy. Twoja drużyna ma kolejną szansę, a jeśli jej nie wykorzysta, to przeciwna drużyna robi to, co właśnie zrobiła twoja. Zestaw graczy sprawia tylko, że akcja staje się bardziej chaotyczna. Zawsze ktoś spada ci na głowę, zawsze ktoś strzela ci w plecy. Nawet na najwyższym budynku nie możesz czuć się bezpiecznie. Hazard Zone może nie trzymał w napięciu w dniu premiery, ale teraz tak właśnie jest.
Warto dać mu drugą szansę

Jedną z mechanika Hazard Zone jest druga szansa. Jeśli twój zespół zostanie w całości wyeliminowany, masz drugą szansę na wykonanie zadania. Za darmo, bez zobowiązań. Sądzę, że na drugą szansę zasługuje też Hazard Zone. Mam też wrażenie, że gdyby od samego początku promowano Hazard Zone jako nowy tryb rozgrywki (których za bardzo nie ma w Battlefieldzie 2042), to byłby on znacznie popularniejszy. Byłby integralną częścią gry, w której możesz robić dokładnie to samo, tylko w mniejszych zespołach i ze znacznie zmienionym celem. Hazard Zone jest właśnie taki w tym momencie. To nie wydzielona część większej gry, tylko kolejny tryb rozgrywki, który w żaden sposób nas nie ogranicza. Stał się areną, na której powinni walczyć najlepsi. Niestety może też się okazać, że na Hazard Zone jest już za późno, a DICE nie będzie promowało drugi raz trybu (Firestorm), w który nikt nie gra. Jednak naprawdę warto!
* – Xbox One/PlayStation 4 (Xbox Series X|S, PlayStation 5, PC)