The House of the Dead Remake – Klasyk z automatów na konsolach

Dawno, bo w 2015 roku pojawiła się pewna gra na rynku. Nazywała się Blue Estate. Miała pokazać, na co stać Kinecta, bo był to pięknie wyglądający on rails shooter. Nie byli oni pierwsi, nie byli oni ostatni. Tę grę jednak pamiętam. Miałem tylko jeden wniosek w 2015 roku. Takie gry nie nadają się na kontroler. Myszkę, jasne. Idealnie czują się w salonach gier, ale nie na konsolach. A teraz Forever Entertainment serwuje nam odświeżoną wersję The House of the Dead.

Była sobie Sega

W roku 1996 powstała masa klasyków. Resident Evil, Duke Nukem 3D, Tomb Raider, Red Alert, Diablo, The Neverhood. Z tego powodu wśród najlepszych nie ma The House of the Dead. Gra była dobra, ale miejsce zagrzała sobie głównie na automatach, zdobywając nawet sporo tytułów i zarabiając Sedze krocie. Wypuszczone kilka sequeli, ale kto by się spodziewał, że po 25 latach od wydania gry, a w dodatku w Polsce, powstanie remake? Ja na pewno nie, chociaż masa remaków zbudowanych od postaw przeraża. Pisałem niedawno o Q.U.B.E. 10th Anniversary, a do tego Capcom serwuje nam kolejne Resident Evile, a Sony chce nam kolejny raz wcisnąć The Last of Us. Kalka 1 do 1 to jednak nie najlepsze rozwiązanie w grach akcji. Właśnie tą drogą poszło studio MegaPixel, które stworzyło nieco ulepszoną wersję gry. The House of the Dead: Remake to nie tylko nowa grafika i nowe dźwięki.

To 30 minut powtarzanych w kółko

The House of the Dead Remake, recenzja, review, Xbox Series X
Remake to kalka gry z automatów. Jedyne różnice mogą wynikać z poziomu trudności, który wybierzemy. Gra nie jest sama w sobie trudna, jednak celowniczek zawsze będzie mniej precyzyjny niż pistolet.

Gry rodem z automatów są trudne, bo trzeba było na nich zarobić. Każda taka gierka, którą wszyscy miło wspominają, była gorsza niż mikrotransakcje. Nie dziwota więc, że rozpoczynają rozgrywkę w The House of the Dead: Remake, dostajemy garść monet, które reprezentują kolejne próby, a później możemy wykupić je za punkty. Ta 15-minutowa gra podzielona jest na 4 segmenty, które nie są długie, ale oferują masę okazji na dokonanie żywota. The House of the Dead: Remake to typowy on-rails shooter, w którym kamera rusza się samodzielnie, a my musimy tylko celować. Niestety gra jest stosunkowo szybka, gdy na ekranie nie ma przeciwników, a zbieranie monet i pozostałych przedmiotów kolekcjonerskich jest nie lada wyzwaniem. Nie będziemy jednak strzelać do beczek przez większość gry, a do przeróżnych potworów. Mamy tutaj wiele wcieleń zombie. Wolne, szybkie, psy-zombie, zombie-nietoperze. Nawet zombie-żaby da się tutaj spotkać. To te potwory pozwolą nam zapunktować

Tylko nie zabijaj naukowców

The House of the Dead Remake, recenzja, review, Xbox Series X
W zależności od ilości ocalonych naukowców, zabitych zombiaków i wybranych ścieżek, gra będzie prostsza lub trudniejsza i będzie oferować różne konkluzje. Czy uda ci się uratować wszystkich?

Cel gry jest prosty. Musimy ukończyć 4 poziomy tego celowniczka, zabijając ostatniego bossa. Nie musimy tego jednak robić w samotności. Gra na automatach posiadała tryb współpracy, więc ta też go ma. Można współpracować albo walczyć o punkty. Te znowu najlepiej zdobywać zabijając zombie, ale gdzieniegdzie znajdziemy poukrywane monety, które fajnie zasilą nasze konto. Jeśli samo ukończenie gry to dla ciebie za mało, to The House of the Dead: Remake oferuje możliwość zdobycia kilku osiągnięć, które całkiem urozmaicają rozgrywkę. Na przykład musimy osobiście zabić każdego naukowca, którego spotkamy. Trzeba więc ubiec zombie i wyeliminować zbędny balast. Nikt przecież nie musi wiedzieć, co dzieje się w willi i jej podziemiach. Z drugiej strony można każdego z nich uratować. Jest też kilka celów związanych z atakami punktowymi, a ostatecznie możemy zabić wszystkie szczury w grze. W tej grze jest zaskakująco dużo treści jak na liniową do bólu przygodę.

Pomówmy o wyglądzie

The House of the Dead Remake, recenzja, review, Xbox Series X
Grafika może i jest ładniejsza, niż w oryginale, ale o ile wtedy to była dobrze wyglądająca gra, to teraz jest tak sobie. Nie wykorzystano potencjału. Deweloperzy po prostu odświeżyli grę.

Wiem, że grafika to nie wszystko, a w Internecie niemalże memem już stało się stwierdzenie, że “grafika to pierwsza rzecz, którą się kończy”. Grafika jest jednak ważna i pozwala na pozytywny lub negatywny odbiór gry. Gdy pracuje się z materiałem źródłowym, który wyglądał dobrze, jak na swoje czasy, to dlaczego teraz miałby być inaczej? Ja natomiast powiem, że deweloperzy nie postarali się w tej kwestii. Może i gra idealnie oddaje klimat oryginału (chociaż też podobno jest łatwiejsza), ale wygląda po prostu brzydko. Dominują jednolite barwy, głównie czerwona i niebieska, zależnie od poziomu, a grafika wydaje się niedorobiona. Zamiast wykorzystać możliwości jednego z popularnych silników graficznych, stworzono grę, która wygląda tak sobie. Nieporównywalnie lepiej niż oryginał, ale nie tego się człowiek spodziewa w dobie remake’ów jak wspomniane wcześniej The Last of Us, czy Resident Evil 2.

Nadciąga era remake’ów

The House of the Dead Remake, recenzja, review, Xbox Series X
Mam wrażenie, że The House of the Dead Remake to jeden z wielu nadchodzących tytułów tego typu. Remake gry z lat 80 i 90 w akompaniamencie wersji „next genowej” to wkrótce będzie standard.

Odświeżanie gier to nie najnowsza moda, ale deweloperzy coraz więcej pracy wkładają w te przedsięwzięcia. Mam nadzieję, że to nie jest ostatni polski remake, a MegaPixel Studio będzie radziło sobie z nimi coraz lepiej. The House of the Dead: Remake to wielki krok naprzód w porównaniu z pierwowzorem, ale nie było to skomplikowana gra, która nie postarzała się dobrze. Jest w niej jednak wiele elementów, które nie są już w stanie oczarować. Celowniczki kojarzą się już bardziej z początkami CI Games, a nie złotą erą automatów. Jeden, że nie ta kultura gierczenia, dwa, że jest to stara koncepcja. FMV jednak wraca do łask, więc może i ten gatunek wróci? W każdym razie dla każdego, kto kiedykolwiek grał w tę grę na automacie albo Sedze na przełomie milenium, będzie to niesamowicie nostalgiczne doświadczenie. Dla reszty będzie to bardziej współczesne spojrzenie na historię gier wideo niż przyjemne doświadczenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Autor
Picture of Łukasz

Łukasz

Hej, to jest przykładowy tekst. Na pewno go *kiedyś* zmienię!

OpenCritic Contributor

Kategorie

Taka sobie reklama