Rozumiem, dlaczego Stalker: Call of Pripyat jest tak polaryzujący

W trylogii Stalkera każdy ma swoją ulubioną część. Moją, o dziwo było Czyste Niebo. Wiele ludzi kochało Cień Czarnobyla, a większość uwielbiała Zew Prypeci. Większość też nienawidziła Zewu Prypeci. Stalker: Call of Pripyat zmienia prawie wszystko, co widzieliśmy wcześniej, poza grafiką i podstawowymi mechanikami. I rozumiem, dlaczego wszyscy albo tę część kochają, albo jej całkowicie nienawidzą.

Z nieco innej strony

O ile obie wcześniejsze gry w serii miały podobny postęp, to Call of Pripyat wszystko odwraca. Zaczynamy z północy i na południe nigdy nie dojdziemy. Cała rozgrywka odbywa się w trzech dużych regionach: Zaton, Jupiter i Prypeć. Duży jest też przeskok. Zaton to lokacja początkowa, gdzie można zdobyć nieco dobrego sprzętu, ale odwiedzając Jupiter, już zaczynamy przygotowywać się na “end game”, którym jest Prypeć. Prypeć to natomiast kilka szybkich zadań, znacznie mniej eksploracji i epickie zakończenie. Zmienia się też postać, bo nie gramy jako stalker. Major Alexander Degtyarev jest żołnierzem, który na dowiedzieć się, co poszło nie tak podczas ostatniej emisji i dlaczego wszyscy żołnierze zaginęli. Cała gra, uwaga, spoiler, to Szeregowiec Ryan. Szukamy wojaków, żeby nawiązać łączność z dowództwem i wyciągnąć ich z miasta opanowanego przez zombie i Monolit. Dodatkowo dochodzi kwestia survivalu, bo nagle okazuje się, że trzeba spać, jeść i pić. Same apteczki i bandaże nie wystarczą.

Trzeba przebrnąć przez pierwszą godzinę

Stalker: Call of Pripyat, recenzja, review
Mimo tego, że Call of Pripyat oferuje nam najlepszy start, jest on nadal ciężki. Broń jest niecelna, przyjaciół musimy dopiero zdobyć, a nowe systemy wymagają przyzwyczajenia.

Ja zaczynałem grać w Call of Pripyat po doświadczeniu Anomaly, więc wszystko wydawało się znajome. Widać, że to właśnie na tej grze bazuję wszystkie przyszłe duże mody. Widziałem pojawienie się nowych leków, sprzętu i mechanik, które w przyszłości były rozwijane. Rozumiem jednak, że początek gry może być trudny. Dla wielu osób, które przeskakiwały ze wcześniejszych gier, odczucia związane z eksploracją, strzelaniem i przeżyciem będą nieswoje. Schowki to wolno leżące przedmioty, o których nie musimy się dowiadywać, jeśli wiemy, gdzie są. Obszar, po którym się poruszamy to anomalie, bagna i zarośla. Każdy budynek spełnia jakiś cel i jest miejscem jakiegoś zadania, więc nie ma sensu eksplorować. Wystarczy spełniać kolejne zachcianki stalkerów. Duży nacisk postawiono też na modyfikację broni, która teraz jest obowiązkowa. Mając pierwszego kałacha w rękach, w nic nie trafimy. Nie ma naturalnie celnych broni. Aha, pojawiło się też w końcu celowanie pistoletami, więc mamy muszkę i szczerbinkę, nie celowniczek.

Świat stoi przed nami otworem

Stalker: Call of Pripyat, recenzja, review
Emisje są zabójcze, chociaż z odpowiednią chemią da się je „przespać” na otwartej przestrzeni. Nasz sprzęt będzie do naprawy, ale my będziemy cali i zdrowi.

Gdy już mamy porządną broń i kombinezon, możemy oddać się fabule i dać pochłonąć światowi przedstawionemu. Okazuje się, że ostatnia emisja, która kończyła Clear Sky, dużo namieszała. Nie tylko zaginęło wojsko, ale Monolit przestał być opętany. Spotykamy więc grupę stalkerów w miejskim kamuflażu i o dziwo nie chcą nas zabić. Strider – ich lider – narzeka, że przez to, że byli pod wpływem Monolitu, nikt nie chce z nimi rozmawiać. Możemy mu pomóc i powiązać go z jedną z kilku frakcji, jeśli zdobędziemy ich zaufanie. Emisje też są częstsze, ale mniej brutalne. Zaczęły odradzać artefakty w anomaliach, więc Zona stała się źródłem nieskończonego bogactwa. Wszystkie frakcje przestały się też mordować na chwilę. Duty i Freedom są w jednym budynku. Po przeciwnych stronach, ale wciąż pod jednym dachem. Herszt bandytów siedzi naprzeciwko lidera wolnych stalkerów. Oczywiście każdy próbuje każdemu wbić nóż w plecy, ale na pierwszy rzut oka jest dobrze.

Ale z drugiej strony…

Stalker: Call of Pripyat, recenzja, review
Call of Pripyat dodaje nowe „unikatowe” bronie i masę chemii. Od teraz możemy po prostu wziąć koagulanty, żeby nieco mniej krwawić.

Jednocześnie widać, że kilka elementów po prostu wycięto z gry. Major, ponieważ jest wojskowym, nie ma chęci identyfikowania się z konkretną grupą stalkerów. Nie ma problemu, żeby raz współpracować z Duty, a raz z Freedom. Daje mu to też dostęp do frakcji, które były neutralne albo wrogie, jak bandyci i wojsko. Cały system zapoczątkowany A-Life ogranicza się teraz do spacerujących grup stalkerów, podczas gdy wcześniej prowadził wojnę o dominację, gdy my zwiedzaliśmy podtopione piwnice. Wszystko to, żeby zrobić miejsce na eksplorację i fabułę liniową jak zawsze. Nawet zakończeń jest tym razem mniej. Stałym elementem jest jednak Monolith jako główna zła frakcja, której resztki, wciąż wierne Monolitowi, mimo jego ograniczonego wpływu. Będą nam one uprzykrzać życie w zupełnie nowej odsłonie Prypeci.

Ostatecznie wyszło na dobre

Stalker: Call of Pripyat, recenzja, review
Ostatecznie Call of Pripyat okazało się grą lepszą, niż się spodziewałem i pozwala ona zrozumieć, gdzie swoje źródło mają mody.

Zmiany, jak na czasy, kiedy powstawała gra, były dość odważne. Fani chcieli więcej Shadow of Chernobyl i mniej Clear Sky. Chcieli mniejszej ilości błędów, większej stabilności i tego, żeby gra była po prostu przyjemna. Zmiana rozgrywki z liniowej na pół-otwartą, zmiana systemu działania schowków, brak przynależności do frakcji Zony i wiele nowych wątków to zmiany, które część fanów odebrała jako odświeżenie serii. Część niestety odebrała je jako zbytnie odejście od tego, co było w Stalkerze najlepsze. Jednocześnie doceniali oni wszelkie pozytywne zmiany. Nienawidzili tej gry, chętnie w nią grając. Użycie tego samego silnika sprawiło też, że stare mody dało się szybko przystosować do nowej gry. Dodatkowo pojawiła się otwarta wersja silnika gry X-Ray o nazwie OpenXRay. W tym momencie można było zacząć łatać grę nie modami, tylko z poziomu kodu źródłowego. Call of Pripyat był ostatecznie dobrym tworem, mimo tego, że była to ostatnia gra studia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Autor
Picture of Łukasz
Łukasz
Leśnik z wykształcenia. Pracownik banku za dnia. Wyznawca Microsoftu w nocy. Xbox, pióra, notatniki i gadżety. Czego chcieć od życia więcej?

OpenCritic Contributor

Kategorie

Taka sobie reklama