Rebooty są dość powszechne ostatnimi czasy, głównie dlatego, że często cała historia została już opowiedziana. Czas więc odpowiedzieć ją na nowo. Seria Saints Row zakończyła się apokalipsą po czterech częściach, więc dlaczego nie wskrzesić serii, dając jej współczesny spin? Graczom się to nie spodobało, więc można kupić tę genialną grę za grosze.
Nieco się zmieniło
Saints Row z 2006 roku opowiadało historię „3rd Street Saints”, gangu, do którego zostajemy wcieleni w wyniku wydarzeń z początku gry. Dość szybko stajemy się jednym z najważniejszych graczy w gangsterskim Stilwater. Gra płynnie przechodzi w Saints Row 2, gdy gang prawie upada. Saints Row z 2022 roku podchodzi do tematu w nieco inny sposób. Postać gracza mieszka razem z kilkoma dodatkowymi osobami, które należą do różnych gangów i pewnego dnia dochodzą do wniosku, że równie dobrze mogą robić to samo na własną rękę. Robią sobie wielu wrogów, ale zakładają nowy gang „The Saints”, który swoją nazwę bierze od głównej bazy operacyjnej nowej organizacji – kościoła na wzgórzu w centralnej części mapy. Nowa gra nadal ma podobny humor, ale trochę mniej kloaczny i bardziej osadzony w realiach zmieniającego się świata. Przy tym gra zaczyna się dość wolno, jak każda tego typu, i dopiero po kilku godzinach nabiera impetu.
„Zmarnowana okazja”

Podsumowując opinie o grze, można dojść do wniosku, że nic w niej nie zostało zrobione poprawnie. Fabuła leży. Postacie leżą, Humor leży. Zarówno krytycy, jak i fani, narzekali na odejście od chaotycznego świata i przesadzonego humoru. Przyznam, że to akurat jest dobre. Saints Row pokazało, że gra nie musi być stworzona à la wczesne 2000, żeby była po prostu dobra. Nieco stonowania, inkuzywności i współczesności sprawiło, że można grę docenić za coś więcej, niż mordowanie ludzi za pomocą analnego penetratora. Tego właśnie nie ma. Dla jednych zabawa. Dla drugich przemoc seksualna. Nie brakuje jednak fajnych żartów, a interakcje między postaciami są realne. Mamy playboya oszalałego na punkcie mediów społecznościowych. Mechaniczkę, która musi określić swoją lojalność w trudnym momencie. Kujona, który rzadko działa wbrew rozsądkowi i logice i jest mózgiem całej operacji. Ostatecznie jesteś ty. Postać, która właśnie straciła pracę za swoją nieobliczalność, a teraz nie wie, co ze sobą zrobić.
Gra się po prostu dobrze

Sporo osób też narzekało na kiepskie bronie, kiepskie kierowanie i brak dobrej zabawy podczas rozgrywki. Nie mam pojęcia, skąd są te opinie. Każda broń w grze jest do czegoś przydatna, a strzela się dokładnie tak samo, jak w każdej trzecioosobowej strzelance z otwartym światem. Słowem, tak sobie. I nieważne, czy to GTA, Saints Row 2 czy Saints Row, wszędzie jest podobnie. Kierowanie i latanie jest bardzo zręcznościowe, jednak dobrze wpisuje się to w świat gry i realia tego, co przyjdzie nam robić. Nie pamiętam momentów, żebym był wkurzony na to, co gra robi albo czegoś nie pozwala mi robić. Dodatkowo gra pozwala pasywnie generować zyski poprzez rozwój przestępczego imperium, niczym we wcześniejszych grach z serii GTA, gdzie można było kupować własne biznesy. Na liczniku mam niemalże 90 godzin w Saints Row i muszę przyznać, że nie nudziłem się od samego początku aż do końca.
Wszystko co złe, to DLC

Jedyna negatywna kwestia związana z Saints Row to DLC. Jedno (Doc Ketchum’s Murder Circus) zupełnie nie nie wnosi do rozgrywki. Wzięto jeden z elementów kampanii (walki na arenie) i stworzono wokół niego tryb rozgrywki. Minus jest taki, że nie możemy grać naszym bohaterem, a cokolwiek zrobimy w tym trybie, nie ma odzwierciedlenia w kampanii. Dwa kolejne DLC do doklejone regiony, do których mamy dostęp bez DLC. Zakup DLC odblokowuje natomiast serie zadań dla danych lokacji. Z uwagi na cenę, oczekiwałbym nieco więcej od obydwu dodatków. Najlepiej wypada tutaj Doc Ketchum’s Murder Circus, które zajmie nam kilka godzin, ponieważ cały czas musimy powtarzać taką samą walkę, ale za każdym razem w innej konfiguracji. A Song of Ice and Dust to natomiast kontynuacja fabuły LARPu, w którym bierzemy udział w LARPowym festiwalu. The Heist and The Hazardous jest po prostu jednym skokiem na kasę. Cena standardowa jak za DLC, ale mało treści.
Dajcie jej szansę, szczególnie teraz

Lata minęły od premiery gry i jestem pewien, że wiele w niej naprawiono od tego czasu. Cena jest też zachęcająca. Grę na konsole można znaleźć za 20-40 złotych w sieciówkach, które nie są znane z opuszczania cen gier. Wersja cyfrowa też ma wyprzedaż raz na kilka miesięcy. Niestety niska popularność gry po premierze była ostatnim gwoździem do trumny Volition. Studio Volition początkowo zostało przeniesione w nowy zarząd wewnątrz struktur grupy Embracer, a potem całkowicie zamknięte. To nie tak, jak z Tango Gameworks, które miało domniemany powód zamknięcia. To nie tak, jak z Ridgeline Games, które straciło szefa. Mam wrażenie, że Volition stało się ofiarą własnego sukcesu. Seria Saints Row nigdy nie osiągnęła wielkiego poziomu sprzedaży, ale sprzedawała się względnie dobrze. Wyższe oczekiwania. Większy budżet. Mniejsza sprzedaż każdej kolejnej gry. Trzy gwoździe do trumny każdego studia. Jednocześnie oznacza to, że najprawdopodobniej Saints Row straciło wszelką renomę i kolejnej gry nie zobaczymy.