Purpose 1951 – Porządne „meh”

Tonguç Bodur to deweloper, który robi gry, ale jednocześnie mam wrażenie, że się bawi. Większość jego gier to walking simulatory, które często korzystają z nowości danego silnika gier. Zaczynał od CryEngine 3, awansował do Unreal Engine 4, a Purpose 1951 to jego dzieło w Unreal Engine 5. Gra i demo oświetlenia Lumen.

Jeden fatalny dzień

Purpose 1951 opowiada historię lekarza. W grze wydaje się młody. Dopiero zaczyna karierę jako chirurg w małomiasteczkowym szpitalu. Stara się dostarczyć jak najlepszą pomoc medyczną, na którą pozwalają stary sprzęt i braku kadrowe. Niestety miasteczko boryka się też z korupcją i gangami. Gdy na stół operacyjny trafia syn burmistrza, a operacja się nie udaje, młody lekarz staje się kozłem ofiarnym. Kogoś trzeba bowiem obwinić. Fabuła zaczyna się jakiś czas później, a bohater opowiada nam historię swojego życia. Od dzieciństwa, gdy bawił się w szpital, przez początki kariery, po dzień dzisiejszy. Zakończenie fabuły jest ciekawe, bo pod koniec staje się rzecz dość oczywista, ale mało spodziewana. Tego i morału płynącego z fabuły, należy jednak doświadczyć samemu. Historia może i jest fikcyjna, ale prawdziwa dla wielu ludzi w zawodach na skrzyżowaniu moralności, polityki i obowiązku.

Czy to dobra gra?

Purpose 1951, recenzja, Xbox Series X
Purpose 1951 ma wyglądać ładnie i tak jest. Jeśli jednak się przyjrzymy grze bliżej, to widać braki w jakości, płaskie tekstury i inne przypadłości gry bez zespołu grafików, którzy dają z siebie wszystko.

Zarówno jeśli chodzi o mechanikę, jak i technologię, to jest dość miernie. Mam wrażenie, że na Lumenie, oświetleniu i cieniach deweloper skupił się najbardziej, ale miernie wypada to, gdy wszędzie wokoło są modele i tekstury niskiej jakości. Konsoli też się to nie podoba, ale to dlatego, że Lumen jest niesamowicie wymagającą technologią. Imponującą, ale konsola się grzeje. Też sam design poziomów i mechaniki pozostawiają wiele do życzenia. Nie można biegać, skakać i pływać. Nie można wchodzić w interakcję ze światem. Utwory muzyczne są (i są fajne), jednak często kończą się, zostawiając nas samych sobie. Sama fabuła też opowiadana jest za pomocą kilkusekundowych nagrań, które układają się w dłuższą historyjkę. Gra powinna zająć nam około godziny, podczas której znaczącą ilość tego czasu spędzimy po prostu idąc wąskim tunelem. Jedyny poziom, gdzie widoki są naprawdę przyjemne, to pierwsza retrospekcja nad jeziorem, gdzie musimy objechać je rowerem.

Ostatecznie jest ok

Purpose 1951, recenzja, Xbox Series X
Purpose 1951 jest ok. Tylko i aż. Jest to tania gra, która zajmie nam około godzinę. Nie wniesie nic szczególnego do twojego życia, ale opowiada historię, którą przeżyło wiele osób.

Ostatecznie mogę stwierdzić, że Purpose 1951 jest tylko ok. Tylko i w pewnym sensie aż. Jak na grę od eastasiasoft, jest droższa od większości. Prawda jest jednak taka, że reprezentuje wyższy poziom i nie wygląda jak gra zrobiona w RPG Makerze. Używa dobrej technologii i dobrego silnika. Stworzył ją samotny deweloper ze wsparciem muzyka i aktora, który podkłada głos głównej postaci. Jest to walking simulator, który niczym się nie wyróżnia, ale niczego nie robi źle. Purpose 1951 to definicja średniaka. Jeśli chodzi o osiągnięcia, to gra posiada tryb fabularny, w którym możemy odblokować 12 osiągnięć. Mniej więcej połowa jest związana z postępami fabularnymi, a połowa ze znajdowaniem dość oczywistych skrzynek, które odnoszą się do obecnego archetypu, w jaki wpisuje się bohater gry. Tak naprawdę ich istnienie nie jest wytłumaczone i mam wrażenie, że deweloper chciał odhaczyć „znajdźki”. Czy warto? Dla osiągnięć tak. Dla fabuły? Najpierw zalicz pozycje obowiązkowe, potem wróć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Autor
Picture of Łukasz
Łukasz
Leśnik z wykształcenia. Pracownik banku za dnia. Wyznawca Microsoftu w nocy. Xbox, pióra, notatniki i gadżety. Czego chcieć od życia więcej?

OpenCritic Contributor

Kategorie

Taka sobie reklama