Starfield: Shattered Space – All Must Serve

Pierwszy dodatek fabularny już tu jest. Po roku łatania Starfield i małych dodatków, Shattered Space dodaje nową linię fabularną z kilkoma zadaniami. Pozwolą nam one zgłębić problemy tajemniczej frakcji House Va’ruun. Dodatek Shattered Space może na pierwszy rzut oka wydawać się niewart swojej ceny, ale szybko okazuje się, że jest nieco inaczej.

Ciężkie początki

Pobranie Starfielda z dodatkami jest już nie lada wyzwaniem. Pobranie 100 GB, potem aktualizacja gry, a potem kolejna aktualizacja w momencie aktywacji dodatku. Łącznie około 130 GB danych do pobrania i godziny przygotowań. Pomijając jednak to, zapewne wiele osób włączało Starfielda ponownie po bardzo długim czasie. Przywyknięcie do nowego sterowania, skakania za pomocą niewłaściwego przycisku i nieco eksploracji przed zaczęciem zajęło kolejne godziny. Niektórym może zająć dłużej, bo dodatek jest rekomendowany od 35 poziomu, jednak uważam, że nawet to może być za mało. Jak już jesteśmy gotowi, naszym oczom ukazuje się tajemnicza stacja badawcza, z której środka docierają dość dziwne wiadomości. Oczywiście musimy to zbadać. W środku masa ciał, jakieś dziwne świetliste twory, które wyglądały, jakby stacja miała raka. Dowiadujemy się więcej, zaczynamy dochodzić do tego, co się tam wydarzyło, żeby… Przenieść się w czasie i przestrzeni. Na szczęście nie daleko, bo do systemu Kavnyk.

House Va’ruun

Starfield: Shattered Space, recenzja, Xbox Series X
Wewnątrz House Va’ruun jest masa konfliktów. Kataklizm nie wstrzymał ani waśni braci, ani walki między pomniejszymi rodzinami. Jeśli tak dalej pójdzie, to cała frakcja przestanie istnieć.

Jeśli mnie pamięć nie myli, House Va’ruun to dość tajemnicza frakcja. Dowiadujemy się nieco o niej z eksploracji ich ambasady w New Atlantis i raz na jakiś czas spotkamy ich fanatyków, którzy nie omieszkają nas zaatakować. Okazuje się jednak, że ludzie wyznający wielkiego węża nie są wrogo nastawieni, po prostu nie lubią obcych. A ci fanatycy? Oni po prostu zbłądzili i nie są już częścią ich społeczności. Początek dodatku pozwala nam dowiedzieć się nieco więcej o tej frakcji, ponieważ niejako zostajemy zmuszeni do dołączenia do niej. Z heretykami przecież nie można robić interesów. Po krótkiej ceremonii cała planeta stoi już przed nami otworem i można eksplorować. Cały dodatek, poza wprowadzeniem, dzieje się na księżycu Va’ruun’kai, orbitującym wokół Kavnyk I. Dominującym biomem jest natomiast pustynia. Nie wiem, czy deweloperzy chcieli pójść w ten sposób na łatwiznę, czy nie, ale efektem jest piasek w każdej szczelinie kombinezonu.

Nastały ciężkie czasy

Starfield: Shattered Space, recenzja, Xbox Series X
Kataklizm sprawił, że część ludzi przeniosła się do spektralnej rzeczywistości. Nadal są połowicznie po naszej stronie, ale nowa rzeczywistość daje im moce, które ktoś może chcieć wykorzystać.

Na Va’ruun’kai docieramy niedługo po nastaniu kataklizmu. Objawił się on poprzez dosłowne zniknięcie połowy miasta Dazra. Niestety wraz ze zniknięciem miasta, zniknął także duchowy przywódca – Anasko Va’ruun. Cała frakcja wydaje się być w rozsypce. Pomniejsze rodziny nie mogą się ze sobą dogadać. Jedni chcą dobra całego Domu Va’ruun, a inni chcą wykorzystać próżnię, żeby podnieść swój status. Naszym zadaniem, dość niełatwym, będzie rozwikłanie zagadki. Dodatek oferuje tylko kilka zadań głównej fabuły, ale są dość długie i nie są typowymi “fetch questami”. Dodatkowo wiele możemy dowiedzieć się nie tylko o zaistniałej sytuacji, ale też o historii i planach domów. Oczywiście, jeśli chcemy pogadać z kilkoma postaciami. Fabuła ma też dość spektakularne zakończenie, więc każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Niestety nagroda jest dość mizerna, bo w podzięce dostaniemy dom. Potencjalnie zaoszczędzi nam to trochę kredytów, ale jeśli nie masz już domu, zaczynając ten dodatek, to jeszcze raz przemyśl tę decyzję.

Na pomoc mieszkańcom

Starfield: Shattered Space, recenzja, Xbox Series X
Dazra nie jest szczególnie ruchliwym miejscem. Jest tam jednak wystarczająco mieszkańców w potrzebie, żeby pokryć całe spektrum zadań. Kurier, mściciel, badacz, pielgrzym. Jest wszystko.

Va’ruun to jednak nie tylko Domy. Va’ruun to też pospólstwo. Wielu mieszkańców księżyca będzie chciało z nami porozmawiać. Początkowo niechętnie, przecież jesteśmy obcym, ale z czasem jesteśmy w stanie nawiązać ciekawe kontakty i wykonać kilka zadań. Jednym z nich jest chociażby pielgrzymka, której celem ma być zgłębienie lokalnej religii. Okaże się też, że dla kogoś trzeba coś odzyskać, komuś pomóc się zemścić, a jeszcze innej osobie trzeba pomóc zastąpić zaginionego pracownika. Niestety poza Dazrą nie ma w okolicy wiele. Kilka posterunków i baz przeciwników, ale niemalże każda lokacja ma jakiś cel istnienia. W większość też zaprowadzi nas fabuła. Szkoda tylko, że bardzo szybko piraci psują immersję. Dazra ma być tak chronionym miastem, że nawet Va’ruun nie wiedzą, gdzie dokładnie jest. A kto wie? Piraci i bandyci, którzy zamieszkują opuszczone instalacje w okolicy. Dlaczego nie mogli po prostu dodać wrogo nastawionych lokalnych? Jakiegoś spaczonego domu, który by zastąpił Karmazynową Flotę.

Gdzie te nowe zabawki?

Starfield: Shattered Space, recenzja, Xbox Series X
Goniąc fabułę, wykonując zadania i eksplorując, często dochodzimy do wniosku, że Va’ruun’kai jest pusty. Gdy jednak podniesiemy głowę, widoki są naprawdę piękne.

Kwestią, która mnie od samego początku interesowała, był nowy sprzęt w Shattered Space. I wiecie co? Nie jest zauważalny. Pojawiły się nowe granaty, które możemy tworzyć z fragmentów spektralnych przeciwników. Są też nowe bronie konwencjonalne. Są też nowe ubrania. Podobno dodano kilka kombinezonów, hełmów i plecaków. Problemem jest jednak to, że nowy sprzęt w większości przypadków będzie gorszy od tego, co już mamy, a z drugiej nie ma w nim nic ekscytującego. Dopiero grając w Shattered Space, przekonałem się, że bronie Va’ruun są potężne, ale miałem je w ładowni statku, zanim zacząłem grać. Miałem nadzieję, że dostaniemy jakiś nowy statek. Nowe, unikalne bronie, które są do zdobycia tylko w Shattered Space. Okazuje się, że nic takiego nie ma. Nie ma odpowiednika łuku zaciemniającego słońce ze Skyrima czy Splattercannon z Fallouta 4. Nie ma broni i kombinezonu, który byłby wart czasu poświęconego na dodatek.

Z jednej strony nowy dodatek jest bardzo fajny

Starfield: Shattered Space, recenzja, Xbox Series X
Sugerowany poziom postaci to 35. Ja na 100-którymś miewałem problemy. To dobrze. To znaczy, że dodatek nadal wymaga od nas aktywnej gry i unikania śmierci, szczególnie podczas zakończenia.

Eksploracja nowego regionu jest fajna. Coś, co początkowo wydawało mi się mistyczne, było konsekwencją nowej technologii, więc za to też plus. Historia Va’ruun i Dazry jest ciekawa. Cena za dodatek? Około 130 złotych. Nie mało, to trzeba przyznać, szczególnie gdy ostatnio kupowałem masę dodatków, które kosztowały od 40 do 60 złotych. Jest to jednak pieniądz, który da nam dodatkowe kilka dni grania w Starfielda, pomijając już fakt, że zapewne zostaniemy w grze nieco dłużej po tym, jak sam dodatek już skończymy. Szczególnie jest to fajna oferta dla posiadaczy Game Passa, którzy i tak nie musieli płacić za podstawową grę. 

Z drugiej strony po prostu chybili

Starfield: Shattered Space, recenzja, Xbox Series X
Przyznam, że Starfield jest obecnie dość stabilny i bez problemów. Czasami coś pójdzie nie tak, pełna postać się nie załaduje, może gra spowolni, gdy na ekranie dużo się dzieje, ale poza tym jest ok.

Słyszałem też głosy, że Shattered Space jest nietrafionym dodatkiem. Jest w nim wszystkiego za mało. Można go porównać do dodatku Knights of the Nine. Niby dodatek fajny, uwypuklający frakcję, o której niewiele było wiadomo. Dodaje nowe bronie. Dodaje nowe skafandry, dodaje nowe lokacje. Problem polega trochę na tym, że tak dobrze wpasowuje się w grę, że początkowo nie wiedziałem, że właśnie zaczynam dodatek. Nie jest w żaden sposób pokazane, że zaczynamy nową epicką przygodę w świecie Starfielda. Czy to oznacza, że dodatek jest zły? Jasne, że nie. Po prostu zrozumiem, jeśli gracze będą go kupować i będą rozczarowani po zakończeniu ostatniego zadania. Szczególnie gdy wybierzemy… Tę mniej pokojową wersję zakończenia. Świat powinien stanąć w płomieniach po naszej decyzji, a zupełnie nic się nie dzieje. Całe DLC wydaje się być taką śnieżną kulą. Świat poza nią nie ma zupełnie znaczenia. Ale czy będziesz bawić się dobrze? Najprawdopodobniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Autor
Picture of Łukasz
Łukasz
Leśnik z wykształcenia. Pracownik banku za dnia. Wyznawca Microsoftu w nocy. Xbox, pióra, notatniki i gadżety. Czego chcieć od życia więcej?

OpenCritic Contributor

Kategorie

Taka sobie reklama