Return to Monkey Island – Godny powrót klasyka

Remake to dobry sposób na kasę. Odświeżona wersja. Rozszerzona wersja. Współczesna wersja. Jeśli jednak klasyczna seria ma otrzymać nową odsłonę w serii, a poza pierwszą każda kolejna była taka sobie, to chyba czas ponownie zastanowić się nad tym pomysłem. Taka przynajmniej jest zasada. Czy jednak dotyczy duo Devolver Digital, Terrible Toybox i ich Return to Monkey Island?

To już szósta

The Secret of Monkey Island, PC
Pierwsza gra w serii to klasyk, którego każdy powinien znać. Dobry humor, genialne łamigłówki. Kto pamięta, jak uciec z dna oceanu?

Monkey Island miało wcześniej 5 odsłon. Zaczęło się od The Secret of Monkey Island w 1990 roku i od tego momentu Ron Gilbert stał się znaną osobistością. Gry nie da się jednak zrobić samemu, więc zaprosił do współpracy Tima Schafera i Dave’a Grossmana. Trio napisało jedną z najzabawniejszych i najbardziej respektowanych przygodówek. Monkey Island 2: LeChuck’s Revenge to druga odsłona w serii, która została wypuszczona w zasadzie niedługo po pierwszej grze. Każdemu gra się podobała, ale się niestety nie sprzedała. Fajna fabuła, kiepskie zakończenie, a na koniec zostały jeszcze kwestie techniczne i metoda dystrybucji. The Curse of Monkey Island to natomiast już dzieło innego zespołu, który pchnął serię naprzód technicznie. Kulminacja serii to już natomiast Escape from Monkey Island, która zakończyła ciąg serii w rękach LucasArts.

Tales of Monkey Island, PC
Tales of Monkey Island to natomiast gra od Telltale Games, które już niedługo będzie znane każdego przez swoje odcinkowe przygodówki. Ta gra jednak nie dała im tyle sławy, co The Walking Dead.

Potem już stery przejęło Telltale Games, które zrobiło grę w swoim stylu. Kreskówkowa, 5 rozdziałów. Gra była niesamowitym sukcesem dla Telltale, jednak oceniana była tak sobie, dobrze, ale nie tak dobrze, jak pozostałe gry. Dlaczego jest to ważne? Bo każda gra w serii jest częścią kanonu. Pomimo zmieniających się zespołów, technologii i czasów, każda gra jest częścią spójnej historii. Dochodzimy w tym momencie do niedawno wydanego Return to Monkey Island. Gra znowu wygląda inaczej, ale jest napisana przez zespół tych samych ludzi, co oryginalna dwójka. Ron Gilbert i Dave Grossman napisali i zaprojektowali grę, którą wykonała cała reszta studia Terrible Toybox. Jak więc podeszli do tego wyzwania? W interesujący sposób, który nie mógł nie wypalić.

Krok 1: co zrobiliśmy nie tak?

Return to Monkey Island, Xbox Series X, recenzja
Fabularnie gra zaczyna się lata po przygodach Guybrusha, jednak dość szybko zostajemy przeniesieni w przeszłość, która ma miejsce zaraz po wydarzeniach z drugiej gry.

Ów interesujący sposób wynika z tego, że twórcy gry usiedli nad serią i poszukali jej najsłabszego punktu. Według wielu to nie była ostatnia, najniżej oceniana gra, a fatalne zakończenie dwójki, a w zasadzie jego brak. Return to Monkey Island stara się dopowiedzieć nam zakończenie. O ile początkowo gramy jako jakiś mały blondas, którym wydawał się być mały Guybrush Threepwood, to dość szybko okazuje się, że nie spędzimy w jego roli więcej niż kilku minut. Szybko okazuje się, że jest to syn Guybrusha i Elaine, któremu to Guybrush opowiada nieznaną dotąd historię. Są to wydarzenia bezpośrednio następujące po drugiej grze w serii. Mamy więc kontynuację serii w postaci krótkiego epizodu, który mówi nam, jak wygląda obecnie życie Guybrusha, a także mamy w końcu historię, której brakowało. Jest to genialna zagrywka ze strony deweloperów, szczególnie, że w grze dostępna jest księga, w której mamy na szybko opowiedzianą wcześniejszą historię gry.

Do stylu da się przywyknąć, ale rozgrywkę się kocha od początku

Return to Monkey Island, Xbox Series X, recenzja
W grze jest masa nowych postaci, ale też znajdziemy kilka już dobrze nam znanych. Szemrany sprzedawca, pani burmistrz, czy samotny nieznajomy na tarasie widokowym. Jest ich sporo.

Coś, co mnie początkowo odrzucało, to kierunek artystyczny gry. Wygląda ona jak kiepska kreskówka. Szczególnie modele postaci mi się nie podobają, a animacja bardziej przypomina mi Fable Heroes niż nową produkcję, która mierzy wysoko. Nie ma w tych ruchach celowości, a bezwładność po prostu irytuje. Da się jednak do tego przywyknąć, bo rozgrywka jest genialna. W sensie nie wnosi do gatunku nic nowego, bo niewiele jest miejsca na innowacje w świecie przygodówek. Prawda jest jednak taka, że w tę grę gra się po prostu genialnie i grać się po prostu chce. Genialny dźwięk, całkiem fajne fabuła i naprawdę masa nawiązań do wcześniejszych gier. To wszystko sprawia, że gra się zaskakująco przyjemnie i sprawia, że po prostu chce się pogadać z tym kolejnym NPC. Może ma nam coś ciekawego do powiedzenia? Hej, może znajdziemy kolejną kartę z pytaniem, jak nazywa się losowy zwierzak w jednej z gier?

Osiągnięcie, którego nie powinno być

Return to Monkey Island, Xbox Series X, recenzja
Pierwsze godziny w grze spędzimy na przekonaniu pirackiej rady, że warto zainwestować w naszą przygodę, zbierając załogę i znajdując statek. Niestety wszystko z różnym skutkiem i nigdy po myśli.

Jedyna rzecz, która mnie tak naprawdę irytuje w tej grze, to osiągnięcia. Konkretniej tylko jedno. Jaki deweloper daje w swojej grze osiągnięcie za przejście jej poniżej jakiegoś czasu? To sprawia, że w głębokim poważaniu mam fabułę, aluzje, odniesienia i inne smaczki, bo zależy mi na jak najszybszym zaliczeniu bramek, które są wymagane do pchnięcia fabuły naprzód. Nie widzę w tym nic pozytywnego, a na pewno część osób przyjmie, że to jest pierwsze osiągnięcie, które trzeba zdobyć. Sprawia to, że pierwszy prawdziwy rozdział można przejść w okolicach kwadransa, a nie zajmie kilku godzin, które są możliwe podczas eksploracji poziomu i robienia wszystkiego, co jest możliwe. Fabuła to bowiem tylko mały skrawek tego, co w grze jest do zobaczenia. W tym względzie przypomina bardziej RPG niż przygodówkę point & click. Genialne są jeszcze karty z ciekawostkami, które możemy zdobyć podczas gry. Zawierają one pytania z całej serii, fajna i nostalgiczna zabawa.

Chyba było za łatwo

Return to Monkey Island, Xbox Series X, recenzja
Nowa odsłona serii jest nadal śmieszna, wciąż zaskakuje, ale idealnie wpasowuje się we współczesne ramy społeczne. Coś, czego Leisure Suit Larry po porostu nie mogło zrobić.

Return to Monkey Island to przyjemna przygodówka, a fakt, że jest częścią Game Passa, sprawia, że jeszcze więcej osób może spróbować tej gry. Czy ryzyko ponownego wskrzeszania serii się opłaciło? Moim zdaniem tak. Trudno jednak powiedzieć, czy kolejna gra to nie będzie za dużo. Moje stanowisko w odniesieniu do tej gry jest najlepsze, jakie może być. Nie jestem wielkim fanem serii, ale doceniam jej wkład w historię gier wideo i gatunku przygodówek. Jednocześnie nie jestem do niej w żaden sposób przywiązany, więc jestem otwarty na eksperymenty w przyszłości. Return to Monkey Island pokazuje, że można, bo to świetna gra, w klimacie wcześniejszych, kochanych przez wielu graczy odsłon serii. Czy warto? Jak masz Game Passa, to jak najbardziej. A jak nie masz? Sądzę, że za te 120 złotych gra przypadnie do gustu każdemu, kto lubi przygodówki i każdemu, kto ma ochotę na chwilę relaksu przy nieskomplikowanej grze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Autor
Picture of Łukasz
Łukasz
Leśnik z wykształcenia. Pracownik banku za dnia. Wyznawca Microsoftu w nocy. Xbox, pióra, notatniki i gadżety. Czego chcieć od życia więcej?

OpenCritic Contributor

Kategorie

Taka sobie reklama