Moje doświadczenia z czwartą generacją konsol są strasznie ograniczone. Niewiele osób miało w Polsce dostęp do oryginalnych konsol, a każdy z moich Pegasusów zawsze padał. U kolegi jednak kilka partyjek Contry i TMNT się udało zagrać. Nie mogłem jednak słyszeć o Aero The Acro-Bat 2. Aż do teraz.
Aero the Acro-Bat 2 nie był kochany, ale był ok
Aero the Acro-Bat 2 to gra wydana pierwotnie w 1994 roku przez Sunsoft, a stworzona przez Iguana Entertainment (znani także za serię Turok). Jest to sequel Aero the Acro-Bat z 1993 roku. Gra jest wychwalana za swoją lepszą grafikę, lepsze sterowanie i lepsze wszystko. Względem pierwszej gry w serii. A względem ogółu? Jest taka sobie i nieoryginalna. Nie oznacza to jednak, że była zła. Zdobywała oceny w okolicach 7-8/10, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Aero the Acro-Bat to dość prosta platformówka, w której wynik wyznaczał, jak dobrze nam poszło, ale nie dostawaliśmy oceny. Nie było żadnego konkretnego celu. Presji czasu też nie uświadczymy. Sprawia to, że Aero the Acro-Bat 2 to bardzo relaksująca gra. Najnowsza wersja gry pojawiła się dzięki duetowi Shinyuden i Ratalaika Games i jest dostępna na PlayStation, Xboksie i Switchu. Pytanie brzmi, czy po 30 latach nadal warto się tą grą zainteresować?
Tak… Jakby
Wiele mamy remasterów, reedycji i portów starszych gier. Od tego, co z klasykami robi Nightdive, po proste przeniesienie starszej wersji gry na nowszy sprzęt. Niestety Aero the Acro-Bat 2 w wersji od Shinyuden to ta druga wersja. Gra jest dokładnie tym samym, co można było zobaczyć kilkadziesiąt lat temu, ale w nowszym opakowaniu. Poza samą grą dostajemy galerię pudełek, teł i instrukcję, chociaż przeglądarka obrazów jest po prostu tragiczna. Mamy “szafę grającą”, ale nie można jej otworzyć, gdy gra jest odpalona. Mamy też kilka opcji zmiany grafiki jak ustawienie filtrów obrazu i skalowania. Zawsze można grać w mini okienku, które zajmuje dosłownie kilka centymetrów kwadratowych na ekranie, ale skalowany obraz możemy wyświetlić w pierwotnym stosunku krawędzi obrazu i 16:9. Nie ma tu jednak magii, obraz jest rozciągnięty na boki. A skalowanie? Dwuliniowe (rozmazane) albo najbliższy sąsiad (można liczyć piksele). Każdy wybierze jakąś kombinację, zależnie od preferencji.
Przyjemna, mimo prostoty
Aero the Acro-Bat 2 nie znajdziemy na żadnej liście. Ani gier, które sprzedawały się najlepiej, ani na liście gier, które były ważnymi premierami. Nie była technicznie genialna, nie była imponująca, ale mimo tego warto na nią zwrócić uwagę teraz. Odróżnia się ona od gier z tamtego okresu swoją prostotą i przyjemnością, która płynie z grania w nią. Ktoś może powiedzieć, że jest łatwa. Nie jest to kłamstwo, ale może właśnie w tym można doszukiwać się sukcesu gry? Nie ma tutaj ustanawiania najlepszych wyników, nie ma ocen, a jedyne, co się tak naprawdę liczy to, ile poziomu udało nam się zobaczyć. Oceniani jesteśmy za procent pokonanych przeciwników i zebranych przedmiotów. Nie ma czasu, nie ma celowania w S na koniec. Jest po prostu wątła fabuła i poziomy do pokonania. Dawno nie grałem w platformówkę, która nie zarzuca mnie rzeczami do zrobienia, znajdźkami do podniesienia i po prostu wymaga ukończenia.
Jakby nadal było za trudno
Zaskakująco przyjemne jest też to, że gra posiada tryb asysty. Dwóch graczy może pomagać sobie nawzajem, jeśli gra jest za trudna. Co prawda zostawienie dzieciaków z jedną grą i dwoma kontrolerami może być chaotyczne, ale już fajnym pomysłem jest pomoc komuś mniej rozgarniętemu, młodszemu albo osobie z jakimkolwiek innym ograniczeniem, czy to ruchowym, czy mentalnym. Gdyby reż tego było mało, to gra posiada cheaty, które nadal pozwalają się cieszyć grą, tylko sprawiają, że Aero jest nieśmiertelny albo ma nieskończoną ilość ataków do wykorzystania. To akurat jest zasługa deweloperów, cudowne zagranie z ich strony. A dodatkowo dla mnie na plus wpływa to, że pomoce nie odbierają możliwości zdobywania osiągnięć.
Frustruje, bo nie komunikuje, ale tak już musi być
Aero the Acro-Bat 2 to mała gra, jak na gry z tamtego czasu przystało. Jest też relaksująca i stosunkowo łatwa. Zestaw osiągnięć jest prosty. Gra czasem frustruje, ale wynika to z braku komunikacji z graczem. Zapewne wszystkie problemy, jakie miałem, były omówione w instrukcji. Gra wydana przez Ratalaikę jest jednak dość tania i na pewno warta swojej ceny. 20 złotych to niewielka cena za tę grę, bo nawet jeśli nie z żadnego innego powodu, to warto tę grę kupić, bo jest ciekawa. Nigdy nie znajdzie się w panteonie gier swoich czasów, ale zasługuje na chwilę uwagi. Na pewno, jeśli lubicie osiągnięcia i trofea, bo gra powinna zająć około 2-3 godzin i da wam zestaw za samo przejście każdego poziomu.
Gra została dostarczona do celów recenzji przez agencję PR.