Wcześniej nie miałem okazji zagrać w Dying Light 2, jednak gra zawsze była w mojej pamięci. Teraz mam za sobą około 2 godzin gry i właśnie ukończyłem wprowadzenie do gry. Czy Dying Light 2 jest lepsze od pierwszej gry w serii? Czy gra jest warta swojej ceny? Nie wiem, ale mam kilka początkowych spostrzeżeń.
Diabeł tkwi w szczegółach
Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to brak przywiązania wagi do szczegółów. Najczęściej mam takie wrażenie, gdy gram długo. Tutaj już podczas pierwszych rozmów w willi widać, że coś nie gra. Spike, który wspomina postać z pierwszej części, przynosi nam napój niegdyś gazowany. Zakładam, że jest to piwo, które znalazł gdzieś w willi. Wygazowane, ale wciąż piwo. Nie piłbym czegoś takiego po 15 latach. Ale mniejsza. Chwilę wcześniej nasz nowy heros mówił, że ciekawe jak niegdyś smakowało wino. Więc dlaczego jakiegoś nie wypije? Skoro jest zabutelkowane piwo, to nadal musi być wino. Może być cenne, ale facet jest Pielgrzymem, kurierem. Jakim cudem oni nie są gwiazdami w świecie gry. Śmiałkowie, którzy opuszczają bezpieczne mury, żeby zapewnić światu namiastki komunikacji. To nie powinni być obdartusy, tylko coś na miarę Mirage z Apex Legends. No i jeszcze butelki po piwie, które wrzucają do prawie pustego basenu, brzmią, jak kamienie wrzucone do jeziora.
Gdzie jest płynność ruchów?
Sądzę, że każda gra, która bazuje w parkourze, powinna brać przykład z Assassin’s Creed, gdzie gra robi za ciebie połowę roboty. Dlaczego? Pozwala to na zachowanie płynności ruchu. Blisko początku gry musimy przeskoczyć kilka belek. Sądzę, że przytrzymanie przycisku skoku powinno zacząć sekwencję, w której bohater sam skacze po kolejnych belkach i ostatecznie łapie się drabiny. Pamiętam, że z podobną rzeczą miałem problem w Dying Light i mam wrażenie, że Techland zastosował się do moich sugestii. Tutaj pracował zapewne zupełnie inny zespół i nie czuli najwyraźniej, że pewien stopień magnetyzmu do krawędzi jest potrzebny. No, uznali, że jest potrzebny, gdy krawędź jest wyżej od nas. Czuć, że gdy nasza postać ewidentnie nie doskoczy do krawędzi, to jest nieco przesuwana, żeby tylko jej złapać.
To była szybka apokalipsa
Jako w pełni wyedukowany leśnik ze stażem pracy, mogę też powiedzieć, że… Słuchajcie… Drzewa rosną. To nie tak, że jak jutro wszyscy wymrzemy, to pojawią się drzewa w ciągu dni. Jak widzę, że na drodze z zerwanym asfaltem rośnie 10-metrowe drzewo, to czuję, że coś jest nie tak. Gdy potem widzę dachy całe w drzewach, to aż zaczyna mnie boleć. A skąd drzewa na dachach? Jest niewiele gatunków drzew, które mogą zacząć rosnąć na dachu kilkupiętrowej kamienicy. Świat Dying Light 2 nie wygląda, jakby apokalipsa miała miejsce 15 lat wcześniej, tylko znacznie dłużej. Spójrzcie na ulicę. Ile widzicie 15-letnich samochodów? Który ma widoczne znaki rdzy? A niemalże każdy jest trzymany na świeżym powietrzu. Po 15 latach świat powinien być pokryty kurzem, a nie w ruinie. Żaden most nie powinien się zarwać za 15 lat od samego istnienia.
Więcej już niebawem
Wprowadzenie do Dying Light 2 jest dość długie i nic nam nie mówi. Jest przepełnione typowymi dla growej narracji aktami bohaterstwa nieznajomych. Tutaj jeden poświęci się, żebyśmy mogli przeżyć. Tam drugi uratuje nas od linczu. Ostatecznie jakiś nieznajomy da nam schronienie od hordy w najmniej dogodnym momencie dla niego momencie. Dodatkowo pierwsze spotkanie z głównym złym (zakładam, jeszcze nie wiem) jest bardzo mierne. Pokonałem właśnie bandę bandytów, ale przed nim muszę się schować, bo…? Aha, no i oczywiście znalazł się powód, dla którego jesteśmy słabi i niemalże nie potrafimy się wspinać, bo trzeba pokazać graczowi możliwości, a potem je odebrać, bo gra. Z tym wiąże się jeszcze jedna kwestia, w sensie z naszą wytrzymałością, która w prologu jest niesamowicie mocno ograniczona. Dlaczego nasz cudowny wspinacz-atleta męczy się, stojąc na drabinie? Ja dosłownie się pytam. Nie podciągnę się raz na drążku, ale na pewno wejdę wyżej po drabinie niż Aiden Caldwell.