High On Life – Szalona gra od twórcy Rick and Morty

High On Life to ciekawy potwór. Gra, dla której warto kupić Game Pass. Ta, którą stworzyło studio współtwórcy genialnego serialu animowanego Rick & Morty. Gra, w której bronie są naszymi rozmownymi towarzyszami. Inwazja. Wojny gangów. Szalone zwroty akcji i ciągłe nabijanie się z życia. High On Life to fajna gra, która pochłonęła mnie od premiery.

No było trzeba preinstalować

High On Life, recenzja, Xbox
High On Life już od samego początku zaskakuje. Pierwsza sekwencja w grze to gra, w którą gramy na komputerze w pokoju. A zaraz potem? Siostra wciąga kokę z lusterka. Bo czemu nie?

Nie dało się przeoczyć tej gry, jeśli żyje się w ekosystemie Microsoftu. Była promowana w dość dużym stopniu. W odróżnieniu od A Plague Tale: Requiem, jest grą niezależną, która nie pojawiła się na PlayStation. Obie gry genialne, ale to tą mogę chwalić się posiadacze Xboksów. Nie mogło wiec się obyć bez preinstalacji gry w dzień przed premierą. Chciałem zagrać zaraz w momencie premiery, ale ta przypadała na 1 w nocy, więc ciężko było to pogodzić z pracą. Następnego dnia o 16 zadziała się jednak magia. Mój nowiutki (testowy) monitor AGON AG274UXP, skalibrowany pod mój gust, wyświetlił po raz pierwszy High on Life i… Zdziwiłem się. Gra nie wita nas pięknymi widokami odległych planet, a raczej rozpikselowaną gierką, która na myśl może przywodzić Ion Fury, a nie jedną z najładniejszych gier, które zostały kiedykolwiek stworzone. Okazuje się, że to żartobliwy tutorial, który kończy się… Wciąganiem koki z lusterka. Nieźle.

Humor. Genialny lub nieprzyzwoity

High On Life, recenzja, Xbox
Humor w High On Life jest genialny. Żarty, humor sytuacyjny… Jedno z zadań każe nam czekać godzinę w pokoju! High On Life to jak alternatywne uniwersum Rick and Morty

Owo wciąganie koki i wszystko, co następuje zaraz po, a nawet już ta gra na wstępie, to rzecz ciekawa. Jedni mogą uznać, że to jest humor bardzo nie na miejscu, a inni, że jest genialny i idealnie pasuje do lekkiego klimatu gry. High On Life jest bowiem bogate w ciężkie tematy, ale niemalże zawsze zaraz po mamy jakiś komediowy moment. Jedna z cięższych rozmów w grze jest notorycznie przerywana w kluczowych momentach przez kelnera, na którego jedna z postaci coraz bardziej się wkurza, co pozwala rozładować napiętą atmosferę. Jeden z bossów zabija się przez przypadek, co też jest śmieszne. No i te dialogi, które bronie i przechodnie rzucają w naszą stronę. Postać, która z pierdów robi muzykę. Naśmiewanie się z popkultury, innych gier, czy umieszczenie w grze kina, w którym możemy obejrzeć naprawdę kiepski film, to złoto. Gra używa tyle humoru niskich lotów, że robi z niego sztukę.

Fabuła. Poważna lub przesadzona

High On Life, recenzja, Xbox
High On Life już od samego początku wrzuca nas w walkę z kartelem G3. Musimy wyeliminować każdą ważną osobę, żeby dorwać się do szefa. Przygoda nie jest skomplikowana, ale porusza ciężkie tematy.

Fabularnie muszę przyznać, że jest dziwnie, bo z jednej strony gra jest bardzo wyluzowana, a z drugiej porusza naprawdę ciężkie kwestie. Fakt, że większość z nich jest przedstawiona w zabawny sposób, ale niektórych tematów nawet to nie ratuje. Okazuje się bowiem, że na Ziemię przybywają kosmici z kartelu G3, którzy wykorzystują ludzi jako narkotyki. Wciągają życie, które w nas zostało. Im człowiek jest młodszy, tym większy haj oferuje. Trafiło jednak na nasz i naszą okolicę, w której przywódca kartelu nieopatrznie zabił swojego podwładnego, dając nam dostęp do obcej rasy, która służy za broń. Gatlianie, bo o nich mowa, są nieskończonym źródłem mocy, które zostało zniewolone przez G3. Broń, która wiele może i nie kończy jej się amunicja? Kto by tego nie chciał? Ich planeta – Gatlus – została zniszczona przez G3, a twoim zadaniem jest niedopuszczenie do powtórzenia tej sytuacji na Ziemi. Cała gra to jedno wielkie polowania na lidera G3.

Rozgrywka i lokację, mało ale ładnie

High On Life, recenzja, Xbox
Lokacji w High On Life nie ma wiele, ale każda z nich jest rozbudowana i ładna. Szkoda tylko, że nie ma epickich starć w futurystycznym mieście, nie licząc podziemia, w którym rządzi półświatek.

Niestety problemem, z którym boryka się High On Life, jest spora powtarzalność. W grze są trzy grywalne regiony, w których będziemy musieli wykonywać kolejne zlecenia, żeby wyeliminować wszystkich oficerów kartelu G3. Zephyr to dżungla, która pod swoją powierzchnią skrywa kopalnie małych żyjątek, które również służą za narkotyk. Terrene to pustkowie i z uwagi na piaskowego robala, mam wrażenie, że ta planeta jest częścią uniwersum Dune. Ostatnia to nasza lokalna planeta, na której wylądowaliśmy po ucieczce z Ziemi. Tutaj akurat nie jest to nic interesującego. Jedno miasto i jego slumsy – Blimm City. Różnorodność jest, wyglądają też ładnie, klimat mają adekwatny, jednak boli to, że do każdego miejsca trzeba wielokrotnie wracać. Kolejne zlecenia odblokowują tylko kolejne regiony, co jest z jednej strony fajne, a z drugiej nieco ogranicza i gdy przechodzimy grę już 3 raz, trochę nudzi. Chyba po prostu nie upływa wystarczająco czasu, między kolejnymi wizytami w danym miejscu.

Broń. Ona żyje!

High On Life, recenzja, Xbox
Broń to nie tylko narzędzia. W grze pełni tę rolę rasa Gatlian, którzy są inteligentną rasą zabójczych zabawek. Każdy kosmita ma swoją swoją osobowość i unikatowy punkt widzenia.

Używanie żywych organizmów jako broni jest ciekawe, chociaż ogranicza dość rozgrywkę. Mamy w zasadzie 4 różne bronie, plus sadystyczny nóż i przesadzoną broń na ostatnią walkę w grze. Każda broń ma strzał, celowany strzał i “trick shot”. Kenny to pistolet, który strzela zabójczym śluzem i jest głównym Gatlianem w grze. Często rzuca w naszą stronę uwagami i często nam pomaga. W sumie nie różni się wiele od zwykłego pistoletu w grze. Sweezy to trochę Needler z serii Halo. Taki pistolet maszynowy, który strzela kryształowymi igłami. Gus to natomiast strzelba, która potrafi wystrzeliwać dyski, które mogą nam posłużyć za platformę. Creature to granatnik. Rodzi swoje “pociski”, które następnie biegną w kierunku przeciwnika i go atakują. Jest też Knifey, który jest nożem i wciągarką. Jest też Lezduit, który jest dla nas dostępny tylko podczas ostatniego zadania i jest ona niesamowicie potężny, gdy atakuje swoim laserem. Broni nie ma dużo, ale mają charakterek.

Żeby coś naprawić, trzeba coś zepsuć

High On Life, recenzja, Xbox
W grze jest sporo błędów. Większość graczy doświadczy pomniejszych błędów, ale nikt nie odblokuje wszystkich osiągnięć, a części z nas zniknie z rąk broń. To zdecydowanie niedobrze.

Niestety, żeby nie było zbyt pięknie, to coś się musiało zepsuć. Gra sama w sobie ma sporo błędów, a ludzie raportowali już od pierwszych godzin, że coś się im skopało w grze. Znikająca broń, zamknięte drzwi. U mnie nic takiego nie było, jednak mój problem dotyczył osiągnięć i pomniejszych błędów graficznych. Zaraz po premierze zapowiedziano jednak pierwsze łatki. Mam nadzieję, że więcej naprawią, niż zepsują. Na chwilę obecną nie można kupić kilku przedmiotów, bo opcji zakupu po prostu nie ma, a widać rzeczy na półkach (sklep w kafeterii na Zephyr), czy wślizgi mi nie powodują obrażeń, więc niemalże nie można wykonać zadania związanego z zabójstwami przez “interakcję”. Nawet Sweezy zniknęła mi z rąk na chwilę, jednak dość szybko pojawiła się ponownie. Jestem naprawdę w szoku, że to wszystko przeszło przez QC liniowej gry…

Szkoda, że za rok nikt nie będzie pamiętał

High On Life, recenzja, Xbox
Czy ukryta zawartość w grze świadczy o kolejnej grze w planach? A może to zwiastun rozplanowanej w czasie dodatkowej zawartości? Tylko przyszłość pokaże.

Jeden z redaktorów napisał, że High On Life zostało obrabowane z tytułu gry roku. Pisał on o The Game Awards, które odbyło się 4 dni wcześniej. O ile nie zgodzę się, że High On Life byłoby grą roku, to Justin Roiland powinien dostać nagrodę za najlepszy występ. Słuchając całej gry, nie da się przeoczyć faktu, że Kenny to typowo Morty, jednak masa innych głosów Roilanda przewija się przez całą grę i genialne animówki, które często lecą w telewizji. Dodatkowo masa znanych aktorów i komików użyczyła swoich głosów. Powala też nagłe pojawienie się Jacka Blacka i Susan Sarandon, które w zasadzie było niczym niezapowiedziane. Dlaczego więc szkoda, że gra wyszła teraz? Obawiam się, że za rok, gdy będzie pora na TGA 2023 – najbardziej prestiżowe wyróżnienie w branży – niewiele osób nadal będzie pamiętać o High On Life. Tymczasem polecam tę grę każdemu, kto chce postrzelać do kosmitów w przyjemnej atmosferze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Autor
Picture of Łukasz

Łukasz

Hej, to jest przykładowy tekst. Na pewno go *kiedyś* zmienię!

OpenCritic Contributor

Kategorie

Taka sobie reklama