Martha is Dead to gra, której znaczenie tytułu poznajemy już w pierwszych minutach gry. Słyszymy włoską historyjkę o damie w bieli, która nie zwiastuje niczego dobrego. Szybko okazuje się, że świat fantazji przeplata się z tragedią rodzinną, gdy w tle dzieje się wojna. Zdecydowanie nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy, bo ta gra, jak na logikę, nie powinna istnieć.
Jest ładna
Zacznijmy od tego, że gra wygląda bardzo fajnie, jak na niezależne dzieło. Można ją porównać do dość realistycznych, chociaż surowo wyglądających przygodówek. Nie ma tutaj filtrów i stylizacji grafiki, bo autorom przyświeca realizm. Widać to w zbudowanym otoczeniu, po którym przyjdzie nam się poruszać. Pierwszą godzinę gry spędzimy w domu, gdzieś na północy Włoch, który jest naprawdę przyjemnie oddany. Pozbawiony luksusów, ale kolorowy i praktyczny. Prąd jest, woda jest, a to luksusy, jakich wielu osobom brakowało podczas II Wojny Światowej. To jednak nie wszystko, bo gra pokazuje nam też fotografię tego okresu. Będziemy robić zdjęcia, zmieniać soczewki naszej kamery i wywoływać zdjęcia. Nie wiem, czy proces sam w sobie jest prawidłowy, ale jest bardzo zbliżony do tego, co niegdyś widziałem w Internecie. Ciemnia, naświetlanie i kąpiel w odczynnikach. Proces jest jednak dość uproszczony, no bo to jednak gra, a nie symulator.
Brzmi ładnie

Pomimo tego, że język dialogów możemy sobie wybrać, ja postanowiłem pozostać przy włoskim oryginale. Słyszenie tego języka jest nieco nietypowe, chociaż może to z uwagi na to, że kojarzę co któreś słowo w tym języku. Jakość produkcji jednak nieco dziwi, bo słychać, że mało było profesjonalizmu w nagrywaniu i montażu. Zdarza się, że tekst nagle zmienia głośność, czy zaczyna dobiegać z nieco innego miejsca, jakby mówiąca osoba nagle przesunęła się o kilka kroków. Zadbano jednak o takie szczegóły jak muzyka w radiu, która jest przerywana raz na jakiś czas wiadomościami, głównie dotyczącymi fabuły, czy też słyszymy jakiś aliancki kod, bo transmisja radia zostaje przerwana, żeby wyemitować jakieś nieskładne zdanie po angielsku. Może tak było? Któż to wie?
Jednak ta fabuła…

O ile dźwięk i grafika mnie pozytywnie zaskoczyły, to fabuła nieco sfrustrowała. Opowiada historię dwóch sióstr bliźniaczek, z których jedna ginie w tragicznym wypadku. Córki Włoszki i niemieckiego generała to zupełnie inne osoby i jeśli dobrze rozumiem fabułę, to jednak przypodobała się ojcu, a druga matce. Inny styl, inne zainteresowania. Ginie oczywiście Marta, ale… Marta żyje. Z jakiegoś powodu druga z sióstr przyjmuje na miejscu, wyciągnąwszy siostrę z jeziora, tożsamość tej pierwszej. Ale dlaczego? Bo matka powiedziała, że to Giulia nie żyje, a ta nie powiedziała, że jest inaczej? Tym oto prostym zabiegiem jesteśmy wrzuceni w perspektywę Marty i widzimy własną śmierć. Doświadczamy rozpaczy ojca, żałoby w rodzinie, a jedyne, co nam pozostaje, to zrobić kilka zdjęć ciału siostry i ruszać w dalsze przygody. Te są dość szalone i absurd się nie kończy. Z każdym rozdziałem rodzinna drama nakręca się bardziej.
Martha is Dead jest niczym włoska telenowela

Martha is Dead to ciekawa gra, bo może i jest pełna absurdów, ale wykonana jest solidnie. Podczas gdy nie miałem wrażenia, że się nudzę czy nie wiem, co dalej zrobić. Z drugiej strony miał być to horror, a strachu nie doświadczyłem w Martha is Dead. Co prawda jest dużo wizji, snów i martwych ciał, ale nic, co by mnie w jakikolwiek sposób zaniepokoiło. Fotografowanie jest fajnym oderwaniem się od fabuły, chociaż najczęściej to właśnie odpowiednie zdjęcie popycha ją naprzód. Jest też kilka dodatkowych zadań, które możemy zrobić, ale fabularnie nic nie zmienią. Martha is Dead to przyjemna przygodówka, pomimo swojej tematyki. Przyjemna, bo interesująca i solidnie wykonana pomimo kilku błędów, które nie wpływają w znaczny sposób na rozgrywkę. Jest to gra godna polecenia każdemu, kto lubuje się w chodzonych przygodówkach, w których głównym narratorem jest wewnętrzny głos bohaterki. No i pozostałych przygodówek, bo po prostu warto.