Coraz częściej zdarzają się gry, które powstają, ale o deweloperach nikt nigdy nie słyszał. Just2D stworzyło właśnie swoją pierwszą grę – Drova – Forsaken Kin. Już na pierwszy rzut oka widać inspirację i homage się udał. Jest już pewne, że Drova osiągnie sukces, ale czy uda im się wyjść poza niszę?
Drova – kraina mlekiem i miodem płynąca
Każda kultura ma w swoich dziejach opowieść lub legendę o krainie, która miała być utopią, a w praktyce nie było aż tak fajnie. Kraina, w której żyjemy, nie rozpieszcza. Zimy są ciężkie, plon niewielki, a życie z dnia na dzień wydaje się cięższe. Mieszkańcy muszą polegać na zapasach, które przynoszą z podboju wojownicy. Gdy pierwsi śmiałkowie przybyli z tajemniczym kryształem, druidzi szybko zorientowali się, że jest to brama do innego świata. Drova – kraina obfitości i pokoju – była osiągalna, ale dotarcie do niej nie było takie proste. Grę zaczynamy podczas pościgu, ale to nie nas ścigają. Próbujemy dotrzymać tempa dwójce osób druidów. Maeron i Venia przemierzają gęstą mgłę, a my podążamy ich śladem. Już niedługo później lądujemy w Drovie. Witają nas ruiny, szczury i trupy. Dość szybko okazuje się, że Drova to nie to, na co liczyliśmy. Przetrwać jest tutaj trudniej, bo zabija nie głód, a ciemność i pazury. Drova, rozczarowanie.
Niczym klasyczny erpeg

Miałem pewną myśl, którą potwierdzili deweloperzy. Z uwagi na to, że są pochodzenia niemieckiego i w konkretnym wieku, zapewne wychowywali się, grając w Gothica, który w naszym regionie był popularny, ale poza nim nie bardzo. Inspiracji Morrowindem nie widziałem, chyba że w dzienniku, ale o tym zaraz. Gothic. Miał on bardzo dziwny system umiejętności, gdzie było trzeba się wszystkiego nauczyć. Można machać pałką, ale walki mieczem ktoś musi nas nauczyć. Jakieś mięso z wilka możemy wyciąć, ale dopiero umiejętność pozyskiwania trofeów łowieckich pozwoli nam zdobywać nieco więcej cennych przedmiotów i komponentów. Tutaj jednak system jest rozbity jeszcze bardziej. Uczysz się nie tylko skórowania, ale na przykład ekstrakcji i patroszenia. Sprawia to, że ciężko być dobrym we wszystkim. Chcesz dobrze walczyć mieczem? To nie pociągniesz też alchemii, gotowania i broni dystansowych. Albo będziesz robić wszystkiego po trochę, ale nic zadowalająco. W imię zasady “jack of all trades, master of none”.
Cały świat stoi otworem i to nie jest dobrze

Sporo gier wprowadza jakieś rozgraniczenia stref rozgrywki albo prowadzi fabułę tak, żeby gracz nie mógł za szybko wystartować. Drova nie. Nie wiem, czy to dobrze, bo grając kilka godzin, natknąłem się na ścianę. Odszedłem dość daleko od miejsca, gdzie gra chciała, żebym był. Przeciwnicy byli za trudni do pokonania. Sprzęt, który znalazłem był zbyt silny jak na mój poziom, a do Nemeton mnie nie wpuścili. Musiałem wrócić na sam początek gry i znaleźć na nowo ścieżkę, którą powinienem był obrać. A wszystko to wina Morrowindowości gry. Dziennik nie wyznacza bowiem celu, tylko możemy w nim przeczytać, że muszę odzyskać paczkę od kogoś w Nemeton. Albo, że muszę pogadać z druidami w Nemeton. Wiem, gdzie to jest, ale jak się tam dostać, jak spod bram cofają mnie poza miasto? To jest kolejny element starszych gier RPG, gdzie cel jakiś jest, ale kroki ku jego osiągnięciu nie są już opisane.
Audiowizualne mistrzostwo

Jeśli chodzi o grafikę, to gra wygląda bardzo fajnie. Stylistyka przywodzi na myśl kilkudziesięcioletnie gry, ale ilość szczegółów, głębia, kolory i efekty specjalne nie pozostawiają wątpliwości, że jest to gra współczesna. Grafika nie męczy, wręcz relaksuje. Przedmioty, z którymi możemy wejść w interakcję, są dobrze widoczne. Efekty specjalne są ładnie wykonane i pasują do stylistyki gry. W przypadku dźwięku jest znacznie mniej do powiedzenia. Dialogi są nieme, jak na budżetową grę RPG przystało. Cechę tę dzieli chociażby z Breath of the Wild. Wnioski wyciągnijcie sami. Muzyka jest natomiast bardzo fajna. Głównie mroczna, pasująca do napiętej atmosfery, która panuje w Drovie. Bilans dźwięku jest też dobry, chociaż znalazłem jeden dźwięk, który wydaje się nie na miejscu. Sikanie jednej z postaci. Nie, żebym miał coś przeciwko samemu aktowi, ale dźwięk wydaje się jak nagrany telefonem w toalecie. Brzmi nie tak samo, jak reszta gry.
Żeby nie było tak pięknie

Drova to jednak nie tylko wymagająca rozgrywka w ładnym opakowaniu. Drova to też masa problemów wieku dziecięcego. Co prawda grałem w przedpremierową wersję gry, ale to nie usprawiedliwia wielu problemów, które gra miała. Zacznijmy od tego, że oznaczenia drążków były z PlayStation (L3, R3), a nie Xboksa (LS, RS). Podczas gry (głównie wczytywania zapisu) gra lubiła się zawiesić i przestać odpowiadać, podczas gdy konsola nadal działała. Pewnego dnia gra w ogóle nie dała się uruchomić. Było ją trzeba odpalać zawsze na świeżo uruchomionej konsoli. Takie rzeczy powinny być bardzo szybko wychwycone i są bardzo oczywistymi problemami. Szczególnie, jak taki błąd zdarza się średnio na godzinę. Zdarza się nawet mnie – osobie, która nie miała problemów ani z Battlefieldem 2042, ani z Cyberpunkiem 2077.
Moja na dłuższą chwilę

Drova to naprawdę przyjemna gra, która urzekła mnie tą nutką nostalgii, a nie wpychaniem jej na chama. Czuć, że deweloperzy inspirowali się starszymi grami RPG, ale nie kopiują ich w żadnym stopniu. Prowadzenie fabuły wydaje się trochę nietrafione, ponieważ wolałbym, żeby gra chociaż trochę nas poprowadziła. Nie za rękę, ale wyznaczyła jasny cel i kilka kroków, żeby przyjemnie zacząć grę. Drova niestety potrafi sprawić, że poczujemy się zagubieni. Będziemy biegać jak wariaci między Nemeton i obozem Remnantów, mając nadzieję, że pchniemy naprzód którąś linię fabularną. Jednocześnie będziemy cały czas czuć się słabo, każda walka będzie wyzwaniem. Dwukrotne zwiększenie pancerza? Nic nie da. Lepsza broń? Może przeciwnicy będą ginąć szybciej, ale ty równie szybko. Drova – Forsaken Kin to gra, którą planuję skończyć ciągiem, bo jest po prostu tak dobra.
Gra została dostarczona do celów recenzenckich przez agencję PR. Grano na Xboksie Series X.
Jedna odpowiedź
Haha, faktycznie. Jak tylko zobaczyłem zakładkę umiejętności, to pomyślałem „Gothic” 😀