Kończy się moje prawie pół roku z Nothing Phone (1). Premiera telefonu była dawno, ale dopiero czas pozwala odkryć to, co telefon ma do zaoferowania. Pozwala też odkryć to, który bajer telefonu okazuje się totalnie bezużyteczny, a bez którego nie można żyć. Nothing Phone (1) to genialny i tani telefon. Niczym wczesne OnePlus.
Jak wygląda konkurencja?

Drogi kiepski telefon to norma. Tani dobry telefon już nie. Obie opcje są jednak subiektywne, bo jeśli na rynku nic nie ma, to zadowoli cokolwiek. Nothing Phone (1) w najniższej specyfikacji kosztuje 2099 zł bez obniżek. Najwyższa kosztuje już 2599 zł w dniu pisania. Za tę cenę dostaniemy procesor Qualcomm Snapdragon 778G+ (1×2,5 GHz, 3×2,2 GHz, 4×1,9 GHz), 12 GB pamięci RAM i 256 GB pamięci magazynowej. W podobnej cenie (+/- 250 zł) nie ma wielu podobnych telefonów. Wszystkie mają jednak wspólną cechę. Są po prostu gorsze, nawet na papierze. Do dostania jest Samsung Galaxy S20 z połową obu pamięci, ale szybszym procesorem. Motorola edge 30 fusion, OnePlus 10T i Samsung Galaxy A54 to podobna historia. Nieco lepiej taktowane procesory, ale połowa pamięci magazynowej i mniej pamięci RAM. Zostaje iPhone 11, który swoje lata już ma i zapewne niedługo straci wsparcie oraz… uleFone Power Armor 18?
No i przegrywa z telefonem, którego nikt nie zna

Nie, żeby ktokolwiek wiedział o Nothing Phone (1), ale uleFone Power Armor 18 to wielka zagadka. Telefon jest na papierze nawet lepszy w kilku aspektach. Aparaty mają więcej megapikseli, bateria jest ogromna, ale też procesor to MediaTek, którym nie ufam, więc… Może jednak nie? Sądzę jednak, że filozofia obu urządzeń nie różni się tak bardzo. Weźmy najlepsze i najtańsze komponenty, które dadzą nam spójną całość, które może nie pozwoli nam zarobić tyle, co Apple, ale pozwoli nam zbudować własną markę. Z perspektywy osoby trzeciej właśnie to tak wygląda. Dlaczego Nothing nie zabiera się za tworzenie kolejnego telefonu, a daje nam w zamian słuchawki? Integruje je w swojej nakładce systemowej na Androida i wypuszcza aktualizacje, które mają znaczenie? Nothing to marka, która powstała, bo podobno Carl Pei był niezadowolony z kierunku, w którym idzie OnePlus. Stagnacja, brak innowacji i szybkie przejście z bycia flagship killerem do bycia flagshipem.
Co jednak zmienia Nothing Phone (1)?

Nothing Phone (1), poza swoją ceną, przekonuje jeszcze jedną ciekawą rzeczą. Jest to system Glyph, który nadaje telefonowi unikatowy wygląd. Glyph to seria ledowych pasków na tyle telefonu, które podkreślają widoczną cewkę ładowania bezprzewodowego i jakieś bliżej nieokreślone przewody. Glyph to jednak nie tylko stylistyka, bo ma też funkcję praktyczną. Pozwala on nam dostosować miganie to przeróżnych powiadomień, cichych dzwonków i służy jako dodatkowe, miękkie źródło światła, zastępujące flesz, podczas robienia zdjęć i nagrywania filmów. Ukrytą opcją systemu Glyph jest natomiast synchronizacja z głośnikiem i zapalanie kolejnych elementów układu w rytm muzyki. Niesamowity bajer, który imponuje wszystkim, nie szokuje zbyt długo, ale dzieci go kochają. W końcu mruga w rytm Baby Shark! Poza tym mamy nakładkę systemową w postaci Nothing OS na Androida 13 z Nothing Launcherem w roki głównej. Ostatnio w aktualizacji dodano też aplikację Nothing X (natywna obsługa słuchawek Nothing) i genialną aplikację pogodową.
Mówili, że polska wersja językowa jest kiepska

Czytałem wiele opinii przed zakupem telefonu. Nie typowych recenzji, bo części z nich nie można ufać, ale opinii osób, które kupiły telefon. Wszyscy zgodnie mówili, że telefon jest fajny, ale oprogramowanie kuleje. Sprawdzało się to głównie do chorób wieku dziecięcego każdego nowego systemu i kilku niedopatrzeń. Po pierwsze system nie był odpowiednio wykrywany przez aplikacje bankowe, co sprawiało, że przynajmniej część z nich (np. Millenium) nie pozwalała się zalogować, ponieważ wykrywała zmodyfikowany system. Kwestie bezpieczeństwa, do zrozumienia. Część aplikacji miała też problemy ze stabilnością. Ostatecznie też był problem z brakiem polskich znaków w menu ustawień. Nothing Phone (1) wykorzystywał bowiem autorską czcionkę złożoną z kropek. Używał, bo już tak nie jest. Ustawienia są obecnie po prostu wersją standardowych ustawień menu, a motyw kropek pozostał tylko w kilku miejscach. Zapewniam, że w najnowszej wersji (1.5.2 w momencie pisania) wszystkie te problemy zostały rozwiązane z nawiązką.
Robi zdjęcia, wychodzą nawet ładne








Aparat w Nothing Phone (1) to ciekawa sprawa, bo Nothing poszło wbrew trendom. W momencie, gdy nawet najtańszy telefon musi mieć teraz pakiet kilku obiektywów, ten ma tylko dwa. Ile megapikseli? Tylko 50. Magia telefonu leży jednak w optymalizacji i oprogramowaniu, które jest teraz więcej warte niż cyferki. Telefon robi ładne zdjęcia, w wielu formatach, mamy do wyboru tryb panoramy, portretu, makro i standardowego zdjęcia. 12 MP albo 50 MP. Zoom na poziomie .6, 1 i 2. A wideo? Poklatkowe, w zwolnionym tempie (120 klatek na sekundę w full HD) albo standardowe nagrywanie w maksymalnej rozdzielczości 4k (30 klatek na sekundę), a to wszystko z opcją włączenia HDR. Selfiaczki oczywiście mają opcję “upiększania” i bokeh. Co ciekawe aparat ma też wbudowany fajny tryb nocny, który pozwala robić zdjęcia w nocy, które nie są totalną masą szumu, a także skaner dokumentów, który co prawda nie rozciągnie kartki, ale przynajmniej ją przytnie.
Ekran jest ładny i płynny

Nothing Phone (1) może pochwalić się 6,55-calowym ekranem o częstotliwości odświeżania na poziomie 120 Hz. Co prawda to tylko OLED, więc nie jest to najlepsza z możliwych opcji na rynku. Nie jest to też najlepszy panel, bo nie piastuje on żadnego z topowych miejsc w przeróżnych kategoriach oceny ekranów. Jest to jednak solidna opcja, której nie można nic zarzucić. Jest to też jeden z tych wyższych ekranów, który ma rozdzielczość 2400×1080, a więc proporcje ekranu to 20×9, co daje nam około 500 pikseli wyższy ekran. Wszystko zmieszczone na ekranie, który ma 6,55 cala, daje nam 401 ppi. Odwzorowanie kolorów jest co najmniej dobre. Puściłem test HDR od LG dla paneli OLED i miodek był złoty, jasne elementy były jasne, cienie były ciemne. W porównaniu do mojego monitora referencyjnego było o niebo lepiej i obraz był zbliżony do obrazu na telewizorze 4K HDR od LG. Było po prostu ładnie.
Nawet kilka dodatków sprzedają

Mimo tego, że Nothing Phone (1) to telefon, o którym nikt nie słyszał, a mniej osób widziało, łatwo jest dostać do niego podstawowe dodatki. Nie mówię już o słuchawkach od Nothing, ale bardziej o etui, czy ochraniaczach na ekran. Jest to wielkim kontrastem w porównaniu do mojego poprzedniego chińskiego telefonu, którym był OnePlus 3T. Wynikać to jednak może z faktu, że tamten nie był w oficjalnej dystrybucji lokalnej. Wtedy było trzeba wejść na stronę OnePlus i zamówić sobie do Polski. Mój przyszedł z magazynu w Rotterdamie po kilku dniach. A ten? Jeśli dobrze pamiętam, to z najbliższego sklepu x-kom. Toteż jest mada kejsów różnej jakości, które ukrywają albo eksponują Glyph, ale wyboru nie ma dużo. Miałem problem ze znalezieniem magnetycznego etui do samochodu, czy szkła na ekran, które byłoby dedykowane temu telefonowi, a nie taflą przyciętą na wymiar ekranu. Czego jednak trzeba oczekiwać więcej niż znośnego etui w kilku typach?
Podobno design też się liczy

Jeśli chodzi o wygląd telefonu, to jest on… W dużej mierze minimalistyczny od frontu. Nie uświadczymy tutaj zupełnie nic. Nie ma pasków na górze i na dole, a przednia kamera zwraca na siebie uwagę dopiero po włączeniu ekranu. Czytnik linii papilarnych jest oczywiście pod ekranem. Telefon posiada trzy przyciski na bokach, które odpowiadają za głośność i wygaszanie telefonu. Sama bryła telefonu przywodzi na myśl współczesne i stare iPhone’y, które miały dość ostre krawędzie, bez zbędnych obłości. Tak jest też tutaj. Boki są oczywiście metalowe. W oczy rzuca się dopiero tył telefonu. Widać tutaj Glyph pod przezroczystym tyłem telefonu. Pod nim widzimy cewkę ładowania bezprzewodowego i kilka kabelków, które zapewne odpowiadają za ładowanie i kamerę. Ta jest natomiast dwuobiektywowa, więc osoby z trypanofobią mogą czuć się bezpiecznie. Największym minusem całego telefonu jest to, że cały tył jest plastikowy, a sam plastik jest niesamowicie śliski. Telefon zsuwa się nawet po najmniejszym nachyleniu.
Ale jak się używa Nothing Phone (1) na co dzień?

Ostatni wspomniany problem sprawił, że z różnych wysokości telefon mi spadł ze 3 razy w ciągu pierwszych kilku dni. Jest obecnie nieco wgnieciony na rogach, plastikowa osłona ekranu na wielką rysę, ale poza tym telefon jest pancerny. Używa się go przyjemnie, jest płynny, obraz jest ładny, telefon jest ładny. O ile początkowo miałem problemy z brakiem dostępu do bankowości mobilnej i telefon czasami zachowywał się dziwnie, to w pewnym momencie co kilka dni była aktualizacja. Ostatnio nawet deweloperzy chwalili się zmniejszeniem o 50% czasu ładowania poprzez jakieś bajery z pamięcią telefonu. Kamera szerokokątna jest niesamowicie przydatna i robi tak samo dobre zdjęcia, jak standardowa. Bateria, nawet użytkowana, potrafi wytrzymać kilka dni. Poza tym ten design. Czysty i minimalistyczny z małym twistem po drugiej stronie. Glyph przyciąga wzrok, a migające diody bawią dzieci. Nothing Phone to telefon, który warto mieć na oku i Nothing to firma, którą warto obserwować.
Dlaczego tak tanio?

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że telefon kupiłem sam. Recenzja jest wynikiem miesięcy użytkowania i podczas całego tego czasu nic mnie nie zraziło do tego telefonu. Wręcz przeciwnie. Mając w rękach między innymi jednego z nowszych iPhone’ów i Samsunga Galaxy S22, muszę powiedzieć, że jest to najlepszy z tych telefonów. Głównie dlatego, że kosztuje połowę tego, co oba te telefony. Ja moją full opcję (12GB pamięci RAM, 256GB pamięci magazynowej, biały) dorwałem za 2300 zł. Obecnie cena podskoczyła do 2600 zł, ale nadal jest to połowa tego, co przyjdzie nam zapłacić za inne telefony. Różnica cen bierze się głównie z tego, że nie jest to flagowiec wypchany najdroższymi komponentami. Tył jest plastikowy, a nie szklany, ekran to tylko OLED 120Hz. Procesor nie jest najlepszy, ale ma genialny stosunek jakości do ceny. Nie ma 6 obiektywów, są tylko 2. W opakowaniu nie ma ładowarki, a to też nieco obniża cenę.
Czy kupiłbym drugi raz?
Prosta i szybka odpowiedź brzmi “tak”. Nieco bardziej skomplikowana byłaby podsumowaniem wszystkiego, co napisałem wcześniej. Telefon nie ma konkurencji w swoim przedziale cenowym. Jasne, że są tutaj fajne opcje, ale żadna z nich nie daje tyle samo. Motywem przewodnim telefonu jest minimalizm, który jest przełamany przez Glyph. Nakładka systemowa jest przyjemna, aktualizowana regularnie i sporo opcji posiada szybkie dostępy. Telefon szybko wykrywa odpalone Android TV i pozwala kontrolować odtwarzanie z menu powiadomień. Dodatkowo od razu pod ręką jest opcja rzutowania ekranu na Android TV, a obu tych opcji nie mogłem znaleźć w Samsungu. Ten telefon też zwraca na siebie uwagę, szczególnie jak położymy go ekranem w dół i przełączy się tryb DND, zapalając po kolei każdą diodę. Glyph oferuje też miękkie światło podczas nagrywania i robienia zdjęć, co jest genialną alternatywą dla flasha. Ten telefon to po prostu kompletny pakiet za 2,5 tysiąca złotych.