Dziwnym uczuciem darzę gry, które mylą swoją nazwą. Gdy odpalasz ją i oczekujesz jednego, a dostajesz drugie. Jednym z takich przykładów jest Panda Punch. Nazwa gry jest trochę niczym z generatora nazw, ale oczekujesz po niej pand i nawalania się. Pand nie ma, a nawalanie się w grze naciąga definicję tego określenia.
Chciałem pandę, a dostałem… Lisa?
Jeśli chodzi o pandy, to nie ma wielu gier. Wiem, że przemoc przeciwko pandom jest fuj, więc mogą one być tylko bohaterami. No i dlaczego niby nie? Są słodkimi miśkami. World of Warcraft, Guild Wars, Kung Fu Panda, Feral Fury… Na pewno Zoo Tycoon. To jedyne gry, które przychodzą mi do głowy, jak pomyślę o pandach. Panda Punch to niestety nie jest jedna z nich*. Mamy za to jakieś lisowate stworzenie, które żyje sobie w fantastycznym świecie, w którym kowal i robot mogą współistnieć. Aha, no i kowal jest chyba jakimś specem od zawiłych konstrukcji, ale mniejsza. Naszym bohaterem jest młodziak, który zostaje napadnięty przez roboty, a te uszkadzają mu łapkę. Jego ojciec, wspomniany kowal, tworzy mu nową, taką na łańcuchu, którą może razić przeciwników. Jest ok, trochę bez sensu, ale każdy nadąży. Następnie jednak kowal wysyła młodego w świat, gdzie czai się niebezpieczeństwo. Tam, gdzie czeka przygoda.
No i po co ta frustracja?

Gdy jednak zaczniemy grać, to dochodzimy do wniosku, że to jedna z tych gier, które powielają koncepcję prostej platformówki, która dodaje do gatunku coś od siebie. Podobna jest nieco do twórczości innych deweloperów pokroju lightUP. Gra się całkiem przyjemnie, jednak zbyt często da się napotkać momenty niepotrzebnej frustracji. Są na niektórych poziomach miejsca, gdzie normalny śmiertelnik nie uniknie obrażeń. Są miejsca, gdzie nie da się w sensowny sposób doskoczyć. W tym momencie nie wiem, czy czegoś nie rozumiem, albo mam wrócić na ten poziom później, gdy będę miał więcej sprzętu. FoxyLand od BUG-Studio fajnie to rozwiązał, bo na każdym poziomie albo widać ścieżkę do danej półki, albo jest ona na tyle ukryta, że trzeba na nią przypadkowo wpaść. Tutaj niestety kilka razy się zatrzymywałem, bo były żetony w miejscach, do których po prostu nie mogłem się dostać. Jak można tak bardzo złamać serduszko gracza?
Wszystko dobre…

Jakbym miał ostatecznie ocenić Panda Punch, to muszę powiedzieć, że jest to gra, która jest totalnym średniakiem. Nie robi niczego dobrze, ale też niczego nie robi źle. Wiele tutaj znanych elementów, a nie ma tego czegoś, co pozwoliłoby grę wyróżnić z tłumu. Ninja Rabbit Studio to ludzie odpowiedzialni za grę Micetopia. Miała ona ciekawszą tematykę, nieco ładniejszy styl i nie frustrowała. Wciągnęła mnie wręcz na kilka godzin, co mnie bardzo zdziwiło wtedy. Panda Punch jest po prostu platformówką. Wyniesie nas około 20 złotych na każdej z platform, a zdobycie zestawu osiągnięć powinno zająć nam około 2 godzin, bo wystarczy zaliczyć tylko pierwszy region i pokonać pilnującego go bossa. Jeśli szukacie platformówki, a nie słyszeliście o Micetopii, to polecam ją w pierwszej kolejności.
*Ekhm
No dobra, przesadziłem. Otóż w zasadzie w grze jest panda, bo istnieje zwierzak, który nazywa się pandaka ruda (Ailurus fulgens) i jest to stworzonko żyjące sobie na pograniczu Chin, Indii i Nepalu. Nie panda, a z typową pandą ma tyle samo wspólnego co z foką. Są to jednak dość słodkie stworzonka, które zdecydowanie zasługują na naszą uwagę. I to nie tylko dlatego, że darzę rude zwierzęta wielką sympatią…