Epizodyczne produkcje ostatnich lat przyzwyczaiły nas do tego, że można zrobić dobrą grę, w której nie ma wiele grania. Podobne wnioski można wyciągnąć, grając w jedne z ostatnich gier FMV. Planet of the Apes łączy to, co mają do zaoferowania oba gatunki i daje nam Planet of the Apes: Last Frontier.
Trochę produktu A

Gra opowiada historię dwóch ugrupowań, które stają na stronie konfliktu. Po jednej stronie mamy ludzi, którzy doznają rozłamu w szeregach. Jedni chcą walczyć, drudzy chcą zaznać nieco spokoju. Po drugiej stronie mamy człekokształtnych, wśród których również zaczynają pojawiać się frakcje. Uważają, że z ludźmi w pobliżu nie zaznają spokoju. Drudzy natomiast, że jedyną drogą do pokoju nie jest podbój, a rozejm. Planet of the Apes: Last Frontier pozwala nam grać po obu stronach barykady, często podejmując zupełnie inne decyzje, bo po prostu inna rzecz wydaje się prawidłowa. Są to elementy wyciągnięte niczym z gier epizodycznych. Każda decyzja ma znaczenie, ale nie wiemy, kiedy okaże się istotna. Z jednej strony możemy doprowadzić do sytuacji, w której małpy chcą pokoju, ale musiały się kiedyś bronić. Z drugiej strony podczas tej obrony zginęli ludzie, czego nie da się tak łatwo wybaczyć i zapomnieć.
Trochę produktu B

Jednocześnie grając w Planet of the Apes: Last Frontier mamy do czynienia z kilkugodzinnym filmem. Nie ma tutaj wiele niuansu w rozgrywce. Inne sceny są uruchamiane przez podejmowanie różnych decyzji. Generalnie mamy tutaj wybór między różnymi reakcjami na zaistniałe sytuacje. Odpowiesz uprzejmie, czy z agresją? Zaatakujesz, czy odwrócisz uwagę? Zaczniesz się bronić, czy uciekniesz? Są to decyzje, które będą kształtować nastroje wewnątrz frakcji, ale także między frakcjami. Możliwości podjęcia decyzji jest całkiem sporo, zapewne kilkadziesiąt, a cały film/gra trwa około 3 godzin. Może to wydawać się dość nurzące, bo podczas całej rozgrywki wybieramy tylko jedną z opcji, ale fabuła wydaje się naprawdę wciągająca. Nie jestem fanem Planet of the Apes i nie rozumiem, skąd się wziął ten pomysł, ale gra jest przyjemna, choć oderwana od rzeczywistości. Mam jednak wrażenie, że równie dobrze mogłaby to być gra z serii The Walking Dead, gdzie walczą ze sobą dwie ludzkie frakcje.
I mamy interaktywny film

Ostatecznie dostaliśmy interaktywny film w formie gry. 3-4 godziny rozgrywki to dużo jak na grę, która nijak ma się do fabuły odświeżonej trylogii o konflikcie między rasami. A jakby tego było mało, to jedna rozgrywka nie pozwoli poznać całości historii. Jest ona dość zawiła, z kilkoma kiepskimi i kilkoma genialnymi zakończeniami. Czasami miałem też wrażenie, że gra jest niedopracowana. Nagłe przeskoki między brutalnymi wydarzeniami w siedzibie plemienia małp i względną sielanką ludzkiego miasteczka sprawiały, że gra traciły przyjemny rytm. Planet of the Apes: Last Frontier to interesująca gra, która zadowoli każdego fana serii, jednak dla wielu będzie dość toporna. Gra jednak zmotywowała mnie do poznania historii ludzi i małp, a przecież o to chodzi w grze promocyjnej, co nie?
Grano na Xboksie One X
Gra została dostarczona przez Imaginarium Productions.