Czasami dostaję do recenzji grę, która zapowiada się fajnie, a potem nagłe zderzenie z rzeczywistością każe zweryfikować te przeczucia co do tytułu. Legendary Eleven to właśnie jeden z takich przykładów. To nie jest FIFA, to nie jest PES, to nawet nie jest Sensible Soccer, nie mam pojęcia co to właściwie jest.

Twórcy gry – Eclipse Games – to zespół całkiem doświadczony. Jeśli spojrzy się na to, w czym brali udział, to wygrzebiemy tytuły takie jak Ryse: Son of Rome, Detroit: Become Human, Split/Second, Pure, czy Terminator 4: Salvation. Całkiem niezłe portfolio jak na niezależne studio z Hiszpanii. Tym niemniej dobre składowe często nie tworzą dobrego zespołu, takiego, który potrafi wyprodukować grę, która genialnie wygląda i w którą cudownie się gra. Legendary Eleven jest przykładem właśnie takiej sytuacji. Twórcy stworzyli kiepską grę zręcznościową, której braki w porównaniu z tym, co reprezentuje sobą FIFA 2002, dają grę niegrywalną i frustrującą. W czym problem? Głównie w tym, czym jest football. Ta nieskomplikowana gra ma dość trudną translację na grę wideo, ponieważ wiele zależy od sędziego i precyzji oraz zachowania zawodników. W pierwszej kwestii mamy problemy pokroju brutalnych wślizgów w plecy nie liczonych jako faul, lub wślizgów w piłkę skutkujących czerwoną kartkę. Druga kwestia do brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego na boisku i magnetyzmu piłki.

Legendary Eleven to karykatura piłki nożnej. Każdy strzał to pokazówka, każde podanie doładowuje specjalny atak, a każda minuta na boisku może zamienić się w bramkę. Nie mam z tym szczególnego problemu, bo grałem w wiele gier piłkarskich i nie uważam, że ten sport zasługuje tylko na realistyczne odzwierciedlenie w kodzie niczym FIFA, PES, czy Football Manager. Grałem przecież w Tiki Taka Soccer! Piłka nożna musi być jednak zawsze zrobiona w ten sposób, żeby podania były celne, zawodnicy responsywni, a piłka magnetyczna do pewnego stopnia. W Legendary Eleven brakuje każdego z tych aspektów. Piłkarze ignorują piłkę, która leci zaraz obok nich, jeśli zawodnikiem nie przetniemy toru jej lotu, każda próba odebrania piłki od przeciwnika powoduje natychmiastowe wyczerpania, a podania wydają się losowe w generalnym kierunku przeciwnika. Brakuje wszystkich aspektów, nad którymi EA i Konami pracują od dziesięcioleci.

Graficznie i dźwiękowo gra jest całkiem ok. Karykatury zawodników przywodzą na myśl boiska z lat 70 i takie było zamierzenie twórców. Nic tylko brawa. Komentator nie próbuje być śmieszny, a każdy jego komentarz wydaje się być celny do bólu. Generalnie krzyczy na różne sposoby o tym, że właśnie wpadł gol. Styl idealnie pasuje do gry bez licencji. Brak w niej klubów czy oficjalnych reprezentacji, są jedynie obecne kraje, a ich zawodnicy są ponazywani typowymi dla danego kraju imionami.

Nie wiem w zasadzie, czy w grze jest cokolwiek dobrego. Gra się w zasadzie źle. Przez pierwsze kilka turniejów miałem problem z podaniami, wrzutki są nieprecyzyjne i w zasadzie nigdy nie wiadomo gdzie wylądują, a komputer ewidentnie oszukuje jeśli chodzi o kontrolę nad piłką (przejawia się to głównie zwrotami o 90 stopni w momencie gdy naciśniemy odebranie piłki). Legendary Eleven to karykatura sportu, który jest już dobrze opracowany, a więc każdy brak jest jeszcze bardziej widoczny. Dla mnie gra jest po prostu nieprzyjemna, a kopanie piłki od zawodnika do zawodnika, żeby tylko naładować super-strzał jest opcją śmieszną, ale chyba jedyną słuszną. Jeśli brakuje wam futbolu, to raczej nie ma wiele opcji na rynku, ale zawsze jest ta jedna FIFA, czy ten jeden PES, w którego jeszcze nie graliście. Nawet Pure Football. Legendary Eleven to gra, której nie mogę polecić, bo ma po prostu zbyt wiele braków.
Gra została dostarczona przez Eclipse Games
Recenzent spędził w grze około 4 godzin, zdobywając 7 osiągnięć i w przyszłości wracając do gry tylko po osiągnięcia. Szkoda...