Sporo powstało ostatnio, czyli w ciągu poprzedniej dekady, gier surwiwalowych. Zaczynasz od niczego, a kończysz jako najpotężniejsza postać w okolicy, zaliczasz liczne przygody i pokonujesz potężne potwory. Możesz też stanąć ramię w ramię albo przeciwko innym graczom. Niewiele gier wywiera jednak takie wrażenie jak Green Hell.
Surwiwal prosto z Polski
Green Hell to produkcja rodzimego Creepy Jar. Studio z Warszawy postanowiło zaserwować nam surwiwal w najczystszej formie, a przy tym z odrobiną fabuły. Mam wrażenie, że w grach pokroju Conan Exiles, Rust i Ark: Survival Evolved, godzina dzieli rozbitka od zostania mistrzem hutnictwa. Szybko opanowujemy trudne rzemiosła, znajdujemy tajemniczą rudę i tworzymy kosmiczną broń. Takie gry, które bazują na długiej rozgrywce, muszą mieć zawsze wybuchowy koniec, bo ludzie nie będą mieli do czego dążyć. Okazuje się, że Green Hell idzie w zupełnie innym kierunku. Nie jesteśmy losowym rozbitkiem, a Jakiem Higginsem. Nasz bohater jest naukowcem, który opisywał amazońskie plemiona i stał się katalizatorem ich problemów. Wystawił je na działanie cywilizacji, co zazwyczaj nie kończy się zbyt dobrze. Świat nauki zawsze chce wykorzystać tajemnicze ludy, bo są one często skarbnicą cennej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzy. Jake wie jak przetrwać. My tylko musimy mu w tym pomóc.
Cool story, bro

Fabuła jest tak naprawdę wprowadzeniem do gry i samouczkiem w jednym. Jake i jego kochanie – Mia – udają się do amazońskiej dżungli, żeby udobruchać plamie Yabahuaca. To właśnie o nim pisał Jake, co przyczyniło się do skupienia na nich uwagi całego świata. Mia jest natomiast tłumaczem i to jej zadaniem jest zdobyć przychylność plemienia, żeby rozpocząć z nimi dialog. My służymy bardziej jako wsparcie, pomagamy rozstawić obóz, rozpalić ogień, uczymy się podstaw przeżycia, co umożliwia nam postęp fabuły. Prawdziwa historia przetrwania zaczyna się jednak, gdy słyszymy paniczne radiowe nawoływania naszej partnerki. Pędzimy do wioski plemienia, skąd ono szybko nas wygania. Panicznie zaczynamy uciekać i spadamy ze skarpy do wody. Szybko okazuje się, że był to koszmar, a nasza partnerka pyta, cośmy narobili? Co się stało? Radio przestaje nadawać, słyszymy tylko przelatujący nad nami samolot. Jeden problem. Przerywnik filmowy pokazuje krew. Dlaczego nie krwawimy?
Po prostu przetrwaj

Jednym z najlepszych elementów Green Hell jest surwiwal. Mamy tutaj zupełnie inny system przetrwania niż w większości gier. Jest on bardziej rozbudowany. Green Hell wymaga od nas nie tylko spania, jedzenia i picia, ale także mycia się, dbania o zdrowie psychiczne, żołądek i uzupełniania zapasu białka, węglowodanów i tłuszczy. W tej grze niczego nie musimy. Nie musimy piec mięsa przed zjedzeniem, nie musimy pić czystej wody i nie musimy spać. Wszystko ma jednak swoje konsekwencje. Zjesz losowy liść? Możesz się zatruć. Od tego zwymiotujesz, pobrudzisz się i będziesz musiał łyknąć węgiel, żeby ulżyć żołądkowi. Nie jest on najlepszy, więc zdrowie psychiczne spadnie, ale przynajmniej już jest wszystko ok. Surowe mięso może mieć pasożyty, ale na to są grzybki. Ale gdzie znaleźć w dżungli tłuszcz? Żaba raczej nie będzie go dużo miała, więc trzeba polować na orzechy. W Green Hell jest dużo latania i zaspokajania prostych potrzeb. Surwiwal idealny?
Weź patyk, dodaj kamień

Równie dobrze wypadł deweloperom crafting. Rzemieślnictwo pozwoli nam zbudować małą chatkę albo szałas, może też jakiś stojak na nadmiar patyków. Postukamy kamienie o siebie, jeden z nich naostrzymy. Ostrze przytwierdzimy do patyka, będzie włócznia. Kość z upolowanego zwierzaka przyczepimy do innego kija? Będzie toporek. Czego nie uświadczymy, to cokolwiek zaawansowanego. Szczytem technologii w Green Hell jest przetopienie kawałka rudy metalu na prymitywne ostrze, ale miecza z niego nie będzie. Maczety też nie. Cały system rzemieślnictwa bazuje na drewnie i kamieniach, bez nich nie zrobimy wiele. Wkurza tylko, że jest aż tyle typów drewna. Drzewo może się rozpaść na deski, kłody, długie patyki, patyki i krótkie patyki, a każdy z nich ma inne zastosowanie. W pewnym momencie postanowiłem zbudować ściany mojego domku i wszędzie leżało drewno, a wybrane były tylko długie patyki, których wymagana jest zawrotna ilość. Fajne jest natomiast to, że kolejne plany poznajemy, napotykając je w dziczy.
Chyba czegoś brakuje

Brak liści na ścianach, które obecnie mogą być jedynie szkieletem z gałęzi, sprawia wrażenie, że w grze czegoś brakuje. Na każdym kroku znajdowałem rzeczy, które powinny się znaleźć w grze, ale ich nie ma. Mogę przechowywać każdy surowiec na specjalnym stojaku, ale nie mogę przechować niczego żywego/już martwego na dłużej, bo szybko się psuje. Chciałbym jakąś prymitywną lodówkę, gdzie grzyb przetrwa mi dłużej niż jeden dzień, a mięso nie zepsuje się kilka godzin po upolowaniu. I może jakiś suchy prowiant? Fajnie, że zasuszone mięso przetrwa kilka dni, ale jest ciężki, jego zrobienie wymaga dużo czasu i to nadal kilka dni. Jeśli planujemy na dłużej opuścić obóz, musimy pamiętać, że będą potrzebne pomniejsze obozowiska po drodze. Jasne, że w grze są przedmioty żywieniowe, które się nie psują, ale przydałaby się możliwość tworzenia ich. Orzechy mogłyby tutaj się idealnie nadać, ale z jakiegoś powodu gra dość szybko chce je zepsuć.
Przygoda dla każdego

Grając w Green Hell, doszedłem do wniosku, że jest to surwiwal dla każdego. Hardkorowi fani przetrwania w dziczy znajdą tutaj nie lada wyzwanie, bo możliwy jest tryb gry ze zwiększonym spadkiem składników odżywczych, wody i snu. Dla fanów przygody znajdzie się natomiast tryb fabularny, gdzie tak naprawdę świat nie jest przeciwko nam. Nie musimy jeść i pić, wymioty nie mają konsekwencji, a brudne ręce to tylko powód do dumy. Nie każdemu każdy tryb przypadnie do gustu, ale każdy znajdzie coś dla siebie. Poza fabułą jest też typowy surwiwal, gdzie naszym jedynym zadaniem jest przetrwanie. Jakim cudem nie kochać Green Hell? W momencie, gdy piszę recenzję tej gry, miejsce miała nawałnica w Poznaniu, a moje osiedle nie ma Internetu. Dzięki temu mogłem się zrelaksować i przez kilka dni docenić tę grę. Jest tak bliska ideału, że grzechem jest w nią nie zagrać.
Grano na Xboksie Series X
Green Hell to jedna z najlepszych gier, w które grałem i które skupiają się na przetrwaniu w dziczy. Gra oferuje ciekawą fabułę, genialny system budowania i pozwala na dobrą zabawę zarówno osobie, która chce walczyć ze światem, jak i tej, która chce poznać historię. Gra została dostarczona na potrzebę recenzji przez agencję PR.