Gry epizodyczne zawsze wydawały mi się ciekawe. No, przynajmniej od pierwszego The Walking Dead. Może dlatego utożsamiałem je zawsze z Telltale, co nie jest niezasłużone. Nie zdziwiłem się, gdy dowiedziałem się, że ktoś inny próbuje zrobić kasę na grach epizodycznych. Nie myślałem jednak, że będzie to Square Enix. I że zrobi to tak dobrze! Life is Strange to wyśmienita gra.

Life is Strange zaciekawiło mnie, gdy najpierw wyszło, bo miało moim zdaniem ciekawą okładkę. Nie przywiązałem jednak uwagi do gry, ponieważ byłem zajęty bawieniem się w Dying Light, a teraz nieco żałuję. Podczas ostatniej wyprzedaży Microsoftu kupiłem Season Pass do wersji gry na Xboksa One i Xboksa 360, łącznie za około 40zł, co było dobrą okazją na zakupy, bo cena wydaje się śmieszna. Pobrałem więc darmowy odcinek, zagrałem w niego i byłem oczarowany od samego początku. Główna bohaterka – Max – wymaga nieco przywyknięcia do, ponieważ nie jest niczym Clementine. Jest ona dorosłą dziewczyną, która ma swoją historię oraz ustalone relacje z innymi. Zostajemy wrzuceni w sam środek jej młodości i musimy poradzić sobie w nowych realiach. Główną mechaniką gry jest cofanie czasu w bardzo ciekawy sposób, ponieważ cofnięcie nie dotyczy ani ciebie, ani rzeczy, które masz. Odkryta przez przypadek moc daje ciekawe możliwości, ponieważ teoretycznie możesz ukraść komuś pieniądze, a potem cofnąć czas, więc osoba nie wie, że nie ma pieniędzy, a ty nadal masz je w ręce.

Drugą mechaniką, która jest całkiem ciekawa, jest robienie zdjęć. Mamy w naszym dzienniku szkice miejsc lub osób, którym możemy zrobić zdjęcia, a znalezienie tego miejsca i zrobienie mu zdjęcia odblokowuje komentarz na temat fotografowanego obiektu. W zasadzie gra zaczyna się od zrobienia sobie selfie! No i natychmiast po tym krótkiej lekcji historii na temat fotografii od nauczyciela, który pokłada w naszej bohaterce wielkie nadzieje. Cała szkolna sielanka szybko jednak się kończy, bo pewnej dziewczynie pewien chłopak grozi bronią, a my interweniujemy, zmieniając bieg wydarzeń. Odkrywając ukryte w nas moce i z czasem potęgę fotografii. Dziewczyną okazuje się Chloe, nasza przyjaciółka sprzed lat, której zaginęła jej obecna przyjaciółka. Obydwie – Max i Chloe – starają się rozwiązać historię jej zaginięcia. Doprowadza to do licznych przygód, ale nie w dobrym słowa tego znaczeniu, bardziej w mrocznym, pokręconym, i przyprawiającym o zawroty głowy.

Bardzo spodobało mi się podejście do postaci Max. Jest ona wrzucona w typową, i dość stereotypową, scenografię szkolną, gdzie znajdziemy dosłownie wszystkie przypadki grupek, podgrupek, i osobliwości, które znajdują się gdzieś na pograniczu studiów i liceum. Są typowe nerdy, bawiące się elektronicznymi zabawkami, szkolna elita bawiąca się w kluby i drogi sprzęt, są skejty i punki, są też przesadnie religijne osoby, którym trzeba pomóc wytrzymać ten niewybaczalny moment hańby. Podobieństwo do mojego otoczenia i moja osobowość sprawiły, że chciałem, żeby każdy był zadowolony, i każdy przetrwał możliwie nietknięty, co nie zawsze daje się osiągnąć, w grze, w której decyzje są brane tak poważnie. Prawie każda decyzja ma jakieś konsekwencje, nieważne czy chodzi o podpisanie petycji, niewinną rozmowę, czy podniesienie losowego zdjęcia w pokoju koleżanki. W pewnym momencie mamy możliwość negocjacji z pewną postacią, jednak żeby powstrzymać tę osobę przed popełnieniem wielkiego błędu, którego nawet Max nie może cofnąć, musimy zwrócić uwagę na relacje tej osoby z rodziną poprzez grzebanie w jej listach, oglądać zdjęcia tej osoby w pokoju, być przyjacielską w stosunku do niej. Brak zwrócenia uwagi na konkretne zdjęcie przedstawiające tę osobę z całą rodziną może nam zamknąć istotną ścieżkę dialogową.

Innym przykładem może być rozmowa z lokalnym dilerem, od którego musimy uzyskać pewne delikatne informacje – listę klientów. Mamy wcześniej możliwość przeszukania jego miejsca zamieszkania, jednak nie możemy wykorzystać tych informacji, bo się na nas zdenerwuje i ktoś zginie pod koniec rozmowy, albo będzie ranny, a przecież tego byśmy nie chcieli. Ta konkretna rozmowa była przeze mnie powtarzana ponad 5 razy, bo zawsze osiągałem niechcianą konkluzję, a chciałem, żeby diler przeżył z uwagi na jego relacje z zaginioną dziewczyną. Informacje, których nie powinniśmy mieć, takie jak imię psa, zaszyfrowane wiadomości z jego dziennika, czy to, co ma w przyczepie doprowadzały do strzelaniny. Pierwszy raz musiałem „skusić”, żeby odblokowała się możliwość poproszenia dilera o zamknięcie drzwi do przyczepy, z której w pewnym momencie rozmowy prawie zawsze wybiega pies, co nigdy nie kończy się dobrze. Właśnie takie elementy mnie urzekły.

Niedługo zapewne będę grał w Life is Strange drugi raz, na Xboksie One, i pomimo tego, że wiem gdzie podziała się Rachel Amber, kto i co jej zrobił, co napędza pewnego podejrzanego ochroniarza, i jaki jest mroczny sekret dyrektora szkoły, to jestem przekonany o znacznej rozbieżności między doświadczeniami z pierwszej i drugiej rozgrywki. Może okazać się, że o coś się nie zapytałem, czy wybrałem złą opcję dialogową w momencie, kiedy nie mogłem cofnąć czasu, co dalej wpłynie na całokształt kolejnego rozdziału. Co prawda czasami konsekwencje są niewielkie, jak między dostaniem numeru pokoju a znalezieniem pokoju samemu, w korytarzu, gdzie jest ich pięć, jednak znajdują się znacznie istotniejsze. Masz możliwość… przeprowadzenia poważnej rozmowy z kimś i masz dwa punkty, gdzie wszystko może pójść nie tak. Musisz użyć odpowiednich argumentów, a także druga osoba musi mieć wystarczająco dobre relacje z tobą, żeby tobie zaufać, co nie jest łatwe do uzyskania.

Life is Strange to gra, która mnie dotknęła. Poczułem emocjonalny ból i przygnębienie, gdy byłem świadkiem wydarzeń zaaranżowanych przez twórców. Ostatni odcinek to całkiem niezłe zwieńczenie całej historii. Widzimy w nim wszystkie konsekwencje naszych poczynań w Arcadia Bay. Zakończenie Life is Strange jest wypakowane emocjami po brzeg, wszystko co robiliśmy prowadzi do ostatecznego zakończenia, gdzie musimy podjąć teoretycznie najtrudniejszą decyzję w całej grze – poświęcić przyjaźń, czy życia? Life is Strange wydaje mi się pozycją obowiązkową, w którą powinien zagrać każdy, kto tylko dysponuje urządzeniem zdolnym do pociągnięcia gry.