Grand Theft Auto III to chyba jedna z pierwszych gier, w które nie powinienem grać w wieku, w którym w nie grałem. Brutalna gra, której istotą jest zabijanie, kradzież i zemsta, jest jednak kultowym tytułem i początkiem trójwymiarowej epoki serii GTA. Niedawno doczekała się też zupełnie nowej wersji. Podobnie jak San Andreas.
Trudne początki

Grove Street Games to deweloperzy z nikłym własnym dorobkiem. Są to jednak specjaliści od portów, szczególnie w kierunku mobilnym. Nic dziwnego więc, że po pracy nad portami Max Payne, Bully i kilkoma wcześniejszymi odsłonami GTA, Grove Street Games zostało ponownie wynajęte. Rockstar Games postanowiło bowiem wypuścić odświeżone wersje swoich trzech gier z GTA 3D Universe, na które składa się GTA III, GTA: Vice City i GTA: San Andreas. Prace się zaczęły, a same gry zostały wydane dość nagle, bez wielkich zapowiedzi. Okazało się też, że zostały wypuszczone za wcześnie. Liczba poprawek dokonanych w każdym odświeżonym tytule dorównywała listom poprawek Cyberpunka 2077. Od poprawek graficznych, przez poprawę wydajności, po naprawianie zepsutych osiągnięć i trofeów. GTA III nie było tutaj wyjątkiem. Chyba każdemu znany jest powiększający się samochód z niektórych memów. Ale była też masa mniejszych błędów, gdzie postacie lewitowały, tekstury się przenikały, a osiągnięcia nie wyskakiwały.
Ale wszystko już naprawione, tak?

No właśnie nie do końca. W grze nadal jest masa błędów, ale żaden nie jest rażący. Żaden nie powoduje, że odechciewa się grać, czy jest to wręcz niemożliwe. Zdarza się jednak, że miejscami samochody jadą kilka metrów nad drogą, a most do Shoreside Vale jest widzialny, ale nie ma kolizji. Oto jak przez przypadek wpadłem do wody i zginąłem po raz pierwszy. Zdarzało się, że cel misji znikał i nie mogłem zakończyć misji. Zdarzało się też, że GPS ciągle prowadził mnie do Pay ‘n’ Spray w Red Light District, ale nie są to błędy nie do obejścia. Wystarczy włączyć ponownie grę i wczytać ostatni automatyczny zapis gry.
Nie ma to jak powrót po latach

Odpalenie GTA III to było interesujące przeżycie. Grałem wcześniej w San Andreas i już wtedy widziałem różnice między nową wersją a już poprawioną wersją z Xboksa 360. Grove Street Games odwaliło kawał dobrej roboty, bo w GTA III gra się po prostu genialnie. Nie mam tu na myśli samej warstwy graficznej. Ona jest wręcz zaskakująca, ale strzelanie i jazda samochodem nie wydają się toporne i niedopracowane. Widać, że bazą jest dobra, ale stara gra. Raz na jakiś czas miale wręcz wrażenie, że gra jest nieco szybsza, szczególnie gdy jedzie się samochodem. Ukończenie niektórych trudnych misji na czas nie było problemem, gdy wcześniej było problematyczne. Może to jednak wynikać z różnicy wieku i doświadczenia. Jedyny minus to fakt, że dopiero teraz widać, jaka ta gra jest mała. Nadchodzące Vice City też nie było duże, ale tutaj ukończenie gry na 100% (wymagane do osiągnięcia) zajmuje około 30 godzin.
Tak ją pamiętam

Grand Theft Auto III zasługuje na najlepsze wyróżnienie, jakie gra remasterowana może dostać. GTA III – The Definitive Edition to dokładnie ta gra, którą pamiętam. Wszyscy wiemy, że wspomnienia sprawiają, że dosłownie wszystko było lepsze, niż faktycznie było. Włączając GTA III, oglądając pierwszy przerywnik fabularny i odwożąc 8-Balla do kryjówki, miałem wrażenie, że przeniosłem się lata w przeszłość. Na nowo mogę doświadczyć przygód niemego bandziora, z którym ścigałem się w San Andreas. Claude nie jest fajną postacią. Jest pionkiem, który po prostu robi to, co inni każą, nie wypowiadając żadnego słowa. Czułem jednak potrzebę pomocy mu w zemście, bo to przecież ja, niemalże 10 lat wcześniej, wepchnąłem go w ręce Cataliny.
Więcej!

Ja wspomniałem, gra nie jest rozbudowana, liczba broni jest ograniczona, samochodami będziemy jeździć cały czas tymi samymi, a fabuła zajmuje dosłownie chwilę. Grand Theft Auto III – The Definitive Edition to jednak genialna okazja. Grę można kupić w dowolnym supermarkecie z elektroniką za około 150 złotych w dniu publikacji recenzji, w pakiecie z Grand Theft Auto: Vice City – The Definitive Edition i Grand Theft Auto: San Andreas – The Definitive Edition. Trzy kultowe, klasyczne gry za jedyne 150 złotych? Dorzucasz do tego nowe (albo stare) Grand Theft Auto V i wychodzisz ze sklepu z setkami godzin grania za około 250 złotych. W każdym razie zostało mi już tylko spojrzenie na Grand Theft Auto: Vice City – The Definitive Edition i mam wrażenie, że pomimo początkowych potknięć, Grove Street Games odwaliło kawał dobrej roboty, tworząc te porty. Szczególnie widać to w GTA III, które było brudne, szare i niewyraźne. Już tak nie jest.